https://photos.app.goo.gl/ekBwHLrEvbkXwuhR2 |
Opatrzności przede wszystkim. Panu Bogu po prostu. Wola wolą, ale bez permission Najwyższego Szefa kiepsko by było....
Chcę podziękować też ludziom spotykanym po drodze, którzy ładowali mnie dobrą energią jak baterię w telefonie. Ale też i ludziom, którzy towarzyszyli mi wirtualnie tu, na FB. I te kciuki w górę sprawiały wiele radości, bo miałam poczucie, że ktoś jeszcze dzieli ze mną zachwyt nad pięknem tego świata.
I naprawdę Wam, moi kochani towarzysze – FB friends - serdecznie dziękuję. Przejechałam równo 10 000 mil czyli 16 000 km (to tak jak dwa razy z Krakowa do Madyrtu i z powrotem i jeszcze Moskwę w jedną stronę można dorzucić). Samochód i jego zdrowie było ważniejsze niż moje! :) Więc dwa razy rotowałam opony, wymieniałam olej w silniku i robiłam po drodze generalny przegląd. Co najmniej połowę z tych kilometrów przejechałam wijącymi się górskimi drogami o znakomitej nawierzchni co prawda, ale opony wypiszczeć się swoje musiały. Auto było moim domem, w którym musiało się znaleźć miejsce na jadalnię, spiżarnię, szafę, a czasem sypialnię więc nic dziwnego, że pierwszy tydzień spędziłam głównie na szukaniu i modlitwach do samej siebie – „pamiętaj kochana gdzie co kładziesz. Wiem, że to duży challenge w twoim wieku, ale spróbuj bo bez tego zginiemy.” Tak mniej więcej w trzecim tygodniu okulary, gumki do włosów i liczne nakrycia i okrycia różnych części ciała uspokoiły się, znalazły swoje miejsce i przestały zawracać mi ciągle głowę.
Mój plan podróży to były miejsca, które chciałam zobaczyć, ale konkretna trasa powstawała na gorąco. Rano, siadając za kierownicą, rzadko wiedziałam gdzie zastanie mnie wieczór. Najczęściej spałam w namiocie, więc zdarzało się go rozbijać przy latarce też ( tak jak na campingu gdzieś w Kaliforni, kiedy zaofiarował swą pomoc młody kierowca z Czeczeni, który bardzo się ucieszył, że jestem z Polski bo miał nadzieję porozmawiać po rosyjsku :) ). I było różnie. Czasem się bałam,czasem byłam nieludzko zmęczona, a czasem zwyczajnie miałam dość. Ale to uczucie, kiedy rano, już spakowana, ze słońcem na niebie i kawą w kubku obok, siadałam za kierownicą, włączałam radio z ulubioną muzyką, a świat za oknem nabierał tempa – to uczucie nie ma sobie równych. Bo tak naprawdę bohaterem mojej podrózy jest droga.
Dalej......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz