Miała wtedy 89 lat i samodzielnie mogła oddychać przez około pół godziny; pozostałe dwadzieścia trzy i pół w rytmie dobowym, zależało od maszyn.
Kręgosłup posypał się po tym, jak złamane dwukrotnie biodra przestały podtrzymywać korpus w pionie. Wszystko się poprzesuwało i Dorothy zmalała o parę
centymetrów, ale wcześniej urodziła ukochaną córkę w czasach, kiedy okołoczterdziestolatka w ciąży była okazem budzącym zarówno grozę jak i współczucie. Nawet w Ameryce.
Operacja kręgosłupa się udała i Dorothy żyła tak, jak chciała przez kolejne sześć lat.
Umarła dwa tygodnie po swoich 95-tych urodzinach.
To był dzień, kiedy po raz pierwszy w życiu pozwoliła umalować sobie oczy (złote muśnięcia, wysoko, pod gęstymi brwiami) i położyć róż na policzkach. Włożyła czarne spodnie rurki, złoty żakiet i zestaw biżuterii z prawdziwych pereł. Całości dopełniał mój złoty pasek za $7, który stał się hitem imprezy urodzinowej.
W życiu wszystkich siedzących przy stole Dorothy istniała mocno i prawdziwie. Toteż laurkowa część wieczoru, zazwyczaj pełna toastów i pobożnych życzeń, zmieniła się w spektakl wspomnień i wzruszeń. Na ogólną atmosferę ściśniętych gardeł i powstrzymywanych łez, tylko solenizantka wydawała się być nieczułą.
- Tak, pamiętam. Ale to nie ja tobie, a ty mnie pomagałeś złapać tę rybę. Czas żeby świat poznał bolesną prawdę. Żyliśmy w złudzeniu wiele lat, ale jesteś już dorosły i musisz się z tym zmierzyć - mrugnęła porozumiewawczo do ukochanego wnuka, który reprymendę przyjął w milczeniu i zachwycie.
- Ba, jesteś okropna, ale i tak cię kocham.
Ba to było rodzinne przezwisko i kiedy jej powiedziałam, że to jest pierwsza sylaba polskiej babci, tylko się skrzywiła.
- Co za koszmarny nickname! Całe życie chciałam się go pozbyć, ale się nie dało. Przyszedł nie wiadomo skąd, został i chyba już do śmierci zostanie. Ale i tak jest okropny!
Pochodziła z Południa. Urodziła się w Luizjanie, w bardzo zamożnej rodzinie (na podjeździe domu rodzinnego, w latach 20-tych XXw. stały trzy samochody - jeden ojca, drugi mamy, a trzeci dla służby) z tradycjami, które zobowiązują.
Do czego? Do przestrzegania zasad. Właściwie "przestrzegać" to złe słowo, bo zakłada coś w rodzaju kontroli własnego zachowania. W przypadku Dorothy można powiedzieć, że wartości, którym była wierna, były jednocześnie nią samą. Były proste i oczywiste i miały źródło w słowach, które powtarzała często ona sama, ale słyszałam jak pięcioletni brzdąc i jej prawnuk zarazem, pouczał starszą siostrę: "FIRST OF ALL - THE PEOPLE!"
Cała reszta - prawdomówność, dotrzymywanie danego słowa, dobroczynność, pobłażliwość w stosunku do wszystkiego, co jest zaledwie przedmiotem, chociażby najbardziej cennym - wszystko to brało się właśnie z tego - "PRZEDE WSZYSTKIM LUDZIE"
- Zróbmy czteromiesięczną próbę, którą masz gwarantowaną finansowo. Na wypadek gdybym umarła przed czasem, albo gdybym cię zwolniła z powodów nieoczywistych - to był (chyba) jedyny raz, kiedy wystąpiła w roli pracodawcy
- Daj spokój, to tylko maselniczka. Następnym razem kup plastikową. Są znacznie praktyczniejsze od kryształowych - ta, którą rozbiłam na jej oczach była "od kompletu" i pamiętała dom rodzinny..
Z początku mnie wkurzała bo myślałam, że się popisuje. Że udaje zdrowszą niż była, ustępując miejsca (siedzącego na przykład) różnym ostentacyjnym balkonikowcom. Ale później zorientowałam się, że nie.. że ona naprawdę uważała, że jest w zdrowotnej czołówce, a ten krótki oddech po trzech szybszych krokach to nie wiadomo dlaczego; przypadkowo, a tak w ogóle to tylko ten jeden raz... jutro z pewnością wszystko przejdzie i będzie lepiej...
-Yes, she is unrealistic, but it keeps her living her life - komentowały córki, dla których była najważniejsza na świecie. Pomysły wyprawy w góry, albo powrotu do pracy kwitowały krótkim:
- OK Mom. We think about it. Maybe someday..
Zapytała mnie kiedyś jak sobie zaplanowałam ten czas w swoim życiu, w jakim ona jest w tej chwili, czyli po 90-ce. Kiedy bez zastanowienia odpowiedziałam, że przecież nie dożyję, to się najpierw obraziła, że uważam ją za starą, ale jak jej przeszło to mi powiedziała, że mi życzy abym była tak szczęśliwa jak ona jest właśnie teraz, kiedy już nic NIE MUSI, ale wszystko MOŻE CHCIEĆ. I zawsze dodawała, że miała życie tak wspaniałe, jak tylko życie może być.
Tak jest faktem, że mąż nie był money maker, ale to równocześnie sprawiło, że zarobiła więcej niż sądziła, że może zarobić.
Tak, śmierć syna to był cios, to prawda. Nie był bardzo młody, ale z pewnością mógł jeszcze pożyć. A przynajmniej na mnie zaczekać. Ale odszedł i musiałam to za sobą zostawić. Żeby przyjąć chwile szczęśliwe. Zasługiwały na to i ludzie, którzy mi je dali też na to zasługiwali.
Tak, to prawda, że nie jest okazem zdrowia (przyznawała w chwilach szczerości), ale ma dużo szczęścia, że są urządzenia, dzięki którym może normalnie żyć. No, może prawie normalnie, ale to PRAWIE doesn't make any difference.
( co roku, w swoje urodziny, dostawała od syna cebulki białych hortensji. Wkładała je do ziemi i po kilku tygodniach wyrastały z nich kwiaty. Kiedy zmarł siostry podtrzymały tradycję; również i w tym roku, włożyłyśmy cebulki do ziemi. Pierwsze kwiaty pokazały się o poranku, po nocy, w której zmarła..)
Była pierwszą kobietą w dużej firmie reklamowej, w której zaczęła pracować, kiedy urodziła trzecie dziecko i uznała, że enough is enough. Kiedy odchodziła z firmy w wieku 77 lat, zostawiała ją w połowie zajętą przez kobiety. Bardzo szybko zaczęła zarabiać więcej niż jej koledzy-mężczyźni i wściekała się za każdym razem, kiedy słyszała o parytetach, gender i nierównym traktowaniu.
- Nigdy nikt mnie nie molestował, zarabiałam na równi albo więcej, byłam szefową i miałam szefów, ale zawsze liczyły się przede wszystkim wyniki. Przy okazji dobrze się bawiliśmy. But with no abuse or any harassment.
(Chętnie się z nią zgadzałam, bo mnie też nikt nigdy nie molestował (sprawę zarabiania przemilczę) i wolę myśleć, że to przez szacunek, albo coś w tym rodzaju. Na inne przyczyny jestem zamknięta, choć istnienia świadoma. W końcu nikt otwarcie i głośno nie zawołał - ty brzydulo.)
Rozmawiałyśmy o śmierci nie raz. I zawsze powtarzała - chciałabym pójść spać i już się nie obudzić. I am ready to go. Ostatni dzień jej życia był właśnie taki jak to życie. Wypełniony działaniem. Było czytanie książki, ukochany brydż, kolacja z przyjaciółmi i film w telewizji, który obejrzałyśmy razem. A potem bardzo spokojne - bardzo boli mnie głowa; myślę, że umieram.
I umarła.
Często myślę, że powinnam ją spotkać wcześniej. Może parę błędów nie zostałoby popełnionych? Może kilka dramatów okazałoby się błahymi? Parę kubków mleka w moim życiu by się nie rozlało?
Spotkałam ją teraz. Jej dobre, spokojne choć uważne, niebieskie spojrzenie, pomogło mi plamy po mleku zostawić za sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz