https://photos.app.goo.gl/uonNq7rsEZzF3PSU8
24.11.2022. Mendoza, Argentyna
Mendoza nosi znamiona dawnej świetności. To wyświechtane literacko zdanie pasuje do niej jak ulał. Mendoza jest bardzo inna niż na przykład Salta, czy inne południowoamerykańskie miasta - w Mendozie są bardzo szerokie ulice i chodniki. W XIXw przeżyła trzęsienie ziemi i powstała z gruzów odmieniona. Szerokie ulice, ceramiczne chodniki, liczne, z rozmachem projektowane place - to wszystko usilnie chce robić wrażenie, być po dawnemu piękne, ale się nie udaje. Przetarcia, pęknięcia, schludność, ale siermiężna. Na ulicach ilość ludzi umiarkowana. Nie żeby pusto było, ale nie ma tej energii tłumu, która jest tak samo denerwująca jak i ekscytująca….
Za to wszechobecne stoliki i krzesła na chodnikach. O rany! Jak mi się to podoba! Cokolwiek jest do kupienia (bo wcale nie powiedziane, że musi być jedzenie) ma prawo być „odsiedziane” zaraz po wyjściu…
Efekt jest taki, że na ulicach jest więcej siedzących niż spacerujących!
A w ogóle Argentyna bardzo różna od sąsiadów. Ten sam język, historia tez jakoś wspólna (wszak okupant ten sam), ale Argentyna to w dużej mierze Europa.
Pierwsze dwa dni - wielka z tego powodu uciecha. Bo ta Europa to najbardziej widoczna w drobiazgach codzienności. No więc jest Poczta w Argentynie!!! Mogłam wysłać paczkę do Polski z tymi wszystkimi lokalnymi, boliwijskimi i peruwiańskimi cudownościami. Kosztowała sporo, ale nie horrendalnie, a to, że mogę się teraz normalnie poruszać, z jednym plecakiem z tyłu, z jednym z przodu i w dodatku samodzielnie założyć na plecy - to wszystko jest nie do przecenienia.
Poza tym jest Carrefour i normalne żółte sery. I z czarnorynkowym przelicznikiem kursu dolara - no po prostu „witaj w domu”.
Ale po kilku dniach tęsknię. Za ulicznym jedzeniem, za rynkiem pełnym lokalsów, za tymi krzykami zachwalającymi. Za sokami za grosze. Za tym nieokiełzanym burdelem, pełnym niespodzianek.
Argentyna jest hałaśliwa, ale to nie jest latynoski świat. To wszędzie widać, a jeszcze bardziej słychać - ludzie słuchają amerykańskich zespołów i dostają salsę do sałaty w jednorazowych opakowaniach.
A tak w ogóle Mendoza to zagłębie winne. Trzecie na świecie, czy czwarte. Jutro wybieram się na szlak winny. Do tej pory piję głównie piwo, które jako tako gasi pragnienie, bo upał jest nieziemski. Temperatura podkręcana przez Mundial, choć po meczu z Katarem żałoba na ulicach była. Dziś widzę, że wigor wraca - znów sprzedawcy dmuchają w te ryczące trąbki i nie słychać własnych myśli. Wszystko wokół jest w biało-niebieskie pasy, bo nadzieja umiera ostatnia…
Ciekawa jestem jak Peter przeżył porażkę z Japonią. Obawiał się, że to może się wydarzyć, ale przyjąć na klatę coś takiego, to musi boleć…
Jak bardzo, to może się dowiem, bo Peter ma przyjechać do tego samego hostelu.
Kim jest Peter?
Niemiec, dokładnie w wieku Michała, wielbiciel i znawca piwa - należy do jakiegoś wirtualnego klubu, którego członkowie jeżdżąc po świecie, piją różne piwa w różnych zakątkach świata i je oceniają na tym forum.
Peter mieszka w Bonn i poznałam go w Salcie, w hostelu, w którym usłyszałam - „czuj się jak w domu” i to proste zdanie sprawiło, że Salta stała się wyjątkowa.
No więc tam poznałam Petera, który nieopatrznie wspomniał, że musi kupić bilety do Niemiec w najbliższym czasie. Bez podchodów i zbędnych ceregieli, wykorzystując moment, poprosiłam żeby pomógł i mnie kupić bilet.
Słowo stało się ciałem i wracam na początku marca. Tapem.
27.11.2022. Bariloche, Argentyna,
Północ to tylko przygrywka. O tej porze roku upalna (wreszcie się wygrzałam), pełna piwa, wina i ciepłych wieczorów - ale tylko przygrywka. Do czego? - oczywiście do Patagonii!
Jestem w Bariloche - nazywanym bramą do Patagonii.
Jeszcze nie wiem jak wygląda samo miasto, bo zabookowałam hotel poza i nad jeziorem, żeby stało się zadość podróżniczej tradycji urodzinowej czyli robię prezent sama sobie i spędzam urodziny w pięknych okolicznościach mieszkaniowych. Tak więc dopiero jutro obejrzę miasto, choć słyszałam, że na kolana nie powala - zobaczymy.
Bariloche słynie z czekolady podobno, no i z tego, że po wojnie to tu właśnie schroniła się nazistowska śmietanka. Właściwie powinno być bojkotowane z tego powodu, ale jakoś się tak porobiło, że jedne winy są szybciej zapominane niż inne…
To oczywiście jest teren polityczny, więc się nie będę denerwowała.
Z Mendozy do Bariloche jest ponad tysiąc kilometrów i jedzie się 18 godzin. Autobusy w Ameryce Pd. generalnie są bardzo wygodne i obliczone na długie dystanse. Siedzenia rozkładane prawie do leżenia, podpórki pod nogi, kibelek czynny całą drogę. Plus bonus mi się trafił w nagrodę za zapobiegliwość, bo upolowałam miejsca w pierwszym rzędzie autobusu piętrowego. Więc widoki były cudne, zwłaszcza rano. W nocy jechało się przez „NIC” porośnięte krzaczkami. Kilkaset kilometrów kompletnego pustkowia! Tylko szosa przez środek i nic więcej. Ale nad ranem teren się zaczął wybrzuszać, a około południa zaczęła się południowoamerykańska Szwajcaria.
Wcale się nie dziwię, że nazistowskim uciekinierom tak się tu spodobało! I w dodatku tylko 1000 metrów npm, a góry wysokie!
Więc widoki z autobusu piękne.
A jutro - piechotą.
P.S. Bo zapomnę, a w nazwach idzie mi najgorzej:
Z Salty do Cafayate - malutkie miasteczko, z dużym placem - niebrzydkie, ale nic specjalnego. Hostel okropny, ale blisko dworca. Jeździ się tam bo droga z Salty prowadzi przez obszar pięknych formacji skalnych z czerwonego kamienia. Podobne są w Bryce Canyon i na pustyni Tatacoa w Kolumbii.
Z Cafayate do Tafi del Valle ale przejazdem bo noclegi bardzo drogie i padał deszcz. Droga jest kręta, w dół i w przestrzeni zakrętów rośnie dżungla. To są granice klimatyczne, które powodują góry. Sąsiadują pustynie i lasy deszczowe.
Nocleg w Tucumam - bardzo brzydkie miasto. Ciekawostka - tam został podpisany akt niepodległości Argentyny, który można oglądać w miejscowym muzeum.
Z Tucuman do Mendozy.
1 komentarz:
Duzo mnie ominelo bo nie zagladalam na twoj blog. Teraz jestem mniej wiecej na biezaco z twoja podroza, podziw mnie ogarnal dla twoich przebytych kilometrow doznan i kilomatrow samej trasy. Ciekawa jestem czy zmienilo to Twoj stosunek do zycia i do samej siebie. Niebagatelny jest to w koncu wyczyn, czas jakby plynie dla ciebie inaczej niz dla wiekszsci z nas, siedzacych w domowym cieple. Twoje zycie obecne to jak basniowa opowiesc, intrygujaca, nierzeczywista, pelna wrazen i wciaz trwa, A przeciez to nie basn. Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz