niedziela, 26 lutego 2023

Notatnik 72 podróżniczy

https://photos.app.goo.gl/YqXm1fiD1vtXCdah8

https://photos.app.goo.gl/4J5eFQt56BSEE4yy5

https://photos.app.goo.gl/Np8jATD1wqVdBiDa7

https://photos.app.goo.gl/CinA6raojgeoCtM17

02.2023. Sao Paulo, Brazylia

 W Brazylii z karnawałem ciężko się pożegnać. Dzisiejszy dzień (sobota), w Sao Paulo, upłynął pod znakiem jego pożegnania. I nawet, choć całkiem przypadkowo, znalazłam się na miejscu zbiórki, (Ibirapuera Park), ale szybko się wycofałam (to znaczy chciałam szybko, ale potrwało z godzinę).   
Czytałam gdzieś, że w Rio de Janeiro również, w sobotę po środzie popielcowej, jest prawdziwe zakończenie zabawy i takie - „wśród swoich”. Tanie bilety na sambodrom, a występy na najwyższym poziomie. 
Zostają bywalcy i koneserzy; przetrzymali najazd, więc należy im się nagroda..
A do parku pojechałam, bo odkryłam uroki free walking tour. Już w Rio skorzystałam (a przy okazji kupiłam sambodromowy bilet), a w Sao Paulo jest jeszcze więcej tematów miejskich - takich jak park na ten przykład; może dlatego, że biznesowe podejście czuć tutaj wszędzie, ale o tym jeszcze nie teraz.

A póki co Rio.
No bo przecież nie tylko karnawał. Może nawet przede wszystkim nie karnawał. Zatem?
Może tak; wszystko co słyszałam o Rio de Janeiro zanim się tam znalazłam - mniej więcej się potwierdziło. Pewnie, że zobaczyć na własne oczy, to coś innego niż słuchanie opowieści, ale zaskoczenia nie było.
No więc po pierwsze i długo nic - POŁOŻENIE.
Na pewno w pierwszej piątce miast, które widziałam. To jest jego największy atut, więc nic dziwnego, że turystyczne życie przebiega pomiędzy wzgórzem Corcovado, z którego już nie największa,
(polski Świebodzin odebrał palmę pierwszeństwa z figurą 36, podczas gdy ten z Rio ma „tylko” 30, choć licząc podstawę 38 metrów)
ale z pewnością najsłynniejsza figura Chrystusa obejmuje miasto, a Głową Cukru - wzgórzem położonym niemalże naprzeciw Corcovado.
Z obydwu rozciąga się widok bardzo podobny, ale z dwóch stron świata, dlatego niepisany obyczaj turystyczny każe wzgórze zwiedzać przed południem, a „głowę” o zachodzie słońca. Pod warunkiem, że pogoda dopisuje (mnie dopisała).
No i widać plaże ze słynną Copacabaną włącznie, zatoki, jezioro Rodrigo do Froitasa, wzgórza i lasy, wyspy i półwyspy tworzą na linii brzegowej malownicze zagłębienia i wybrzuszenia.
Z tych dwóch - wzgórz oraz Karnawału Rio słynie, więc jak następuje kumulacja, to palca nie ma gdzie wetknąć. Ludzi zatrzęsienie, ale nikt nie narzeka; wiadomo - obowiązkowe punkty programu. Zwłaszcza, że widoki, z ludźmi czy bez, można kontemplować godzinami.

A tak w ogóle - Karnawał w Rio, to był pierwszy pomysł na zakończenie podróży i planowany jeszcze w Ameryce. Miałam tam być w zeszłym roku, bo podróż miała trwać cztery miesiące. Nawet znalazłam na couchsurfingu Polaka, który wtedy mieszkał w Rio i który pierwszy dał mi zielone pojęcie czym się je couchsurfing i który obiecał pomóc jak się już tam (w Rio) znajdę, co było bardzo niepewne. Dotarłam rok później, Polak zdążył wrócić na ojczyzny łono, ale utrzymujemy kontakt, więc podesłał listę takich „must see” i „can see”, która okazała się arcypomocna. Nie byłam wszędzie, bo czasu za mało, upał za duży, a przede wszystkim kolano za słabe. Bo okazuje się, że część z tego co w Rio jest ciekawe, to hajki właśnie. W środku miasta jest Park Narodowy Tijuca - ogromny i pełen tras. Chociaż na jedną trasę się zdecydowałam, bo brzmiała niewinnie, choć ciekawie - Dois Irmaos czyli szlak dwóch braci. Okazało się, że co prawda krótka, ale ostro pod górkę i ze schodzeniem były kłopoty. Ale te widoki właśnie, które wcześniej zaliczałam z tłumami - te miałam tylko dla siebie przez całe pół godziny. 
Tak więc prawdą jest, że Rio jest cudownie położone, jak i prawdą jest, że z bliska nieco traci - przede wszystkim ze względu na ogromną ilość bezdomnych. Którzy mieszkają na ulicach i przed którymi wszyscy przestrzegają. Panuje opinia, że co prawda napady na przechodniów są rzadkością (chociaż się zdarzają), ale na uczciwość w razie nieuwagi raczej liczyć nie można. Czyli - plaga kradzieży kieszonkowych. 
Po panamskich przygodach mam uraz i uważam jak mogę, ale i tak się bałam Rio pod tym względem i w dalszym ciągu boję, bo Sao Paulo takie samo, a może nawet gorsze. 

26.02.2023. Sao Paulo, Brazylia

To był bardzo dobry pomysł skorzystać z free walking tour. Młodzi ludzie wzięli sprawy w swoje ręce - utrzymują się jedynie z tipów i ciężko na nie pracują. Począwszy od internetowego marketingu (ale w tym pokoleniu to nie problem) skończywszy na ulicy czyli oprowadzaniu. TYLKO na piechotę. Ale za to ze znakomitym angielskim (portugalskim i hiszpańskim as well), dużą wiedzą i bardzo dobrą logistyką.
To jest jedna egida; dowiedziałam się o nich z internetu, szukając sposobu na Rio. Bo wielkość obu miast przeraża, a dodatkowo ta złodziejska opinia….
W Rio miałam wrażenie, że mieszkańcy są bardziej spanikowani niż turyści - zdarzyło mi się zapytać,  okazało się policjanta w cywilu, bo już był po służbie, o drogę. I ten odprowadził mnie na miejsce oraz nakazał wziąć ubera w drodze powrotnej. A przechodziliśmy jedynie przez miejsce targowe. Faktycznie - nie najelegantsze, ale takie miejsca zwykle takie są. Nie posłuchałam go z tym uberem, niemniej przykleiłam się do młodej dziewczyny, która okazała się tubylczą. Ale takie akcje sprawę nakręcają, co nie znaczy, że nic się nie dzieje, bo owszem.
Nie ma co do tego wątpliwości, że bezdomność to duży problem obydwu miast. Takiej ilości ludzi śpiących na ulicach nie widziałam nigdy i nigdzie. W Kalifornii też jest sporo, ale w porównaniu z Rio i Sao Paulo to…no, nie ma porównania.
Celowo piszę Rio i Sao Paulo, bo gdzie indziej w Brazylii zupełnie tego nie widziałam. Ale to pewnie łatka dużych miast. Tak na oko w Sao Paulo jest ich więcej i jakby bardziej „zadomowionych”. Mają namioty, często rozłożone w długim szeregu wzdłuż chodnika i okupują poszczególne ulice. Na starym mieście w Sao Paulo (piękna, choć zaniedbana starówka) są ulice bezpieczne, z mnóstwem ludzi, i ulice, od których należy trzymać się z daleka. Które są które to wyższa szkoły jazdy, bo one są po sąsiedzku.
Najgorszą sławą cieszy się plac przed Katedrą Metropolitalną Se - piękną budowlą, mającej opinię największej na świecie katedry neogotyckiej. Przestrogi idą tak daleko, że zalecane jest wchodzenie do katedry tylnym wejściem, które jest naprzeciw stacji metra….
Też nie posłuchałam, ale przemieszczałam się od jednego wozu policyjnego do następnego. 
A przy ostatnim poprosiłam, żeby mnie ubezpieczali, bo chcę zrobić zdjęcie….. nawet się nie śmiali.
No więc wracając do meritum - walking tour to był dobry pomysł, bo i w Rio i w Sao Paulo wiedzieli którędy chodzić, a przy okazji dowiedziałam się bardzo dużo nie tylko o miastach, ale w ogóle o Brazylii. 
Mam takie poczucie, że ogarniam ten kraj całościowo, ale całkiem możliwe, że takie wrażenie zostawia ostatni kraj w tak długiej podróży…

Zrobiłam mnóstwo zdjęć i wydaje mi się, że nie zapomnę. Jak będzie zobaczymy, ale to już ostatni wpis.
Zawsze można się posiłkować googlem, który przypomni.
A ja w tej chwili myślę tylko o jednym - dziś ostatni raz byłam w kościele na mszy nie po polsku.
Może nie ostatni raz w życiu myśląc o przyszłości, ale za to ostatni od bardzo długiego czasu patrząc wstecz.
Mam wiarę i nadzieję, że następna niedziela minie w miłości i spokoju.







Brak komentarzy:

Azja 7

  18.04.24. Amman, Jordania https://photos.app.goo.gl/FDR6dJaEBJx3bizk9 https://photos.app.goo.gl/cCUZk5AUfXQjW2ve7 https://photos.app.goo.g...