Te fale są ciepłe, mocne i stanowcze, a ja znowu miałam szczęście do hotelu przy plaży. I właśnie one–fale, opóźniły mój wyjazd do Orlando.
I w dodatku, jak na złość
, te atrakcje, które przyjechałam oglądać, nie okazały się przytulnym, miłym parkiem rozrywki jak na ten przykład w Chorzowie czy gdzieś:)
Samo zdecydowanie co chcę obejrzeć zajęło mi dwie godziny,(a wybierałam pomiędzy Universal Studio, a Sea World), bo tyle trwał nie tyle przejazd między nimi, co zaparkowanie na extra wielkich parkingach. Kiedy zdecydowałam, że jednak Sea World, to zrobiło się na tyle późno, że straciłam ochotę zapłacić 100$ za dwie godziny oglądania, bo tego oglądania jest na cały dzień.
Więc mała zmiana planów i zostaję w Orlando do jutra. A popołudnie spędziłam w Universal Studio, chociaż nie w krainie Disneya czy innych filmowych baśni, ale jakby na ich komercyjnym zapleczu, handlowo – restauracyjnym. Ono również nawiązywało do tego, co Amerykanie lubią i umieją robić – bawić się!!
Zatem – bawiłam się i ja:))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz