I powiem, że zdecydowanie mi się podoba!
No a potem całodzienny pobyt w Sea World.
Mnóstwo ludzi, gorąca, gwaru. Ogromne – dostałam mapkę, a i tak
zgubiłam się parę razy.
Rozmach i częstotliwość pokazów budzi szacunek dla ciężkiej pracy zarówno ludzi jak i zwierząt.
I to te pokazy – z delfinami i z orkami - są największą atrakcją. Delfinów jest pięć, albo sześć i czego one nie robią! Tańczą ze swoimi treserami dokładnie w tym samym rytmie i kierunku, wożą ich na grzbietach, skaczą do góry i w bok ochlapując publiczność pierwszych rzędów, a na koniec wymieniają uściski i pocałunki ze swoimi opiekunami. Akrobaci fruwają razem z papugami, zewsząd tryskają fontanny, a wszystko opakowane jest w muzykę symfoniczną, która nadaje przedstawieniu rytm i zawrotne tempo.
A w ciągu dnia jest ich pięć. I tak codziennie. Show z orkami ma trochę inny charakter bo chociaż też tańczą, chlapią i skaczą to jednak bez papug i akrobatów, chociaż w rytm muzyki.
Wszystko razem jest mieszaniną ocierającą się o kicz, ale zadzwiająco spójną – teatru, ogrodu zoologicznego, ogrodu botanicznego, oceanarium i placu zabaw. Miejsc gdzie można kupować jest zdecydowanie więcej niż czegokolwiek innego, ale szeroka publiczność w przedziale od 3 do 73 (lat, naturalnie:) wydaje się być zachwycona! I o to chodzi – show must go:)
A na koniec zaliczyłam „ptaszka” na bluzkę. W takim miejscu „ptaszek” od egzotycznego ptaszka to murowane szczęście –nie sądzicie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz