wtorek, 11 lipca 2017

https://goo.gl/photos/xJbbEPvXedtsqhL49
Dzień zaczął się od deszczu. Myślałam, że jakoś przemknę do sklepu po parasol, ale się nie udało. Potem przeszło, chociaż cały dzień pod chmurką. Chodziłam do późnego wieczora chcąc poczuć miasto i ustalić kolejność zwiedzania na dzień następny.
Waszyngton bym określiła jako monumentalny, czysty i zamożny. Przynajmniej Downtown gdzie skupione jest wszystko, co stolica chce pokazać odwiedzającym ją gościom. Muzea, galerie, pomniki, budynki rządowe –całość w jednym miejscu zwanym National Mall czyli Galerią Narodową na świeżym powietrzu.
To wszystko tonie
w zieleni parków i alejek, a jeśli poczujesz, że się zgubiłeś to wystarczy obrócić się wokół własnej osi i poszukać Pomnika Waszyngtona – wysokiej na 170m białej iglicy, od której nic w Waszyngtonie nie może być wyższe. W porównaniu do wszystkich ogromnych budowli, National Mall sam Biały Dom wydaje się domkiem letniskowym. Pełno ludzi wokół i jak stanie paru wyższych to White House składa się jak House of Cards chociaż w filmie nie o wielkość chodzi – wiem:).
Na ten uroczysty wizerunek miasta nakłada się inny – mniej oficjalny. Tworzy go tętniąca życiem ulica z całą masą restauracji i barów pełnych ludzi – o dziwo trochę mniej niż zazwyczaj zajętych swoimi telefonami, za to rozgadanych i pokrzykujących od czasu do czasu. Centralna część Downtown to ulice szerokie, przecinające się pod kątem prostym. Ale odrobinę dalej już się buntują - skręcają, owijają się wokół rond, wznoszą i opadają. Dużo wiktoriańskiego stylu przypomina o XIX-wiecznym rodowodzie miasta.
Dałam się porwać tej atmosferze i zabłądziłam do Chinatown. W porównaniu z chicagowskim – maleńkie, ale takie ładniutkie:). Tak przy okazji - mieszkałam kiedyś blisko chicagowskiego Chinatown. To sąsiedztwo stało się dla mnie życiowo ważne za sprawą fryzjera. A właściwie fryzjerki, która włada czterema językami w tym trzema chińskimi oraz angielskim i która za każdym razem na mój widok wpada w chiński zachwyt, co wydatnie wpływa na wzrost mojej samooceny i ogólnie nastroju . Ile razy czułam, ze zasysa mnie czarna dziura, szłam do fyzjera i ordynowałam zmianę wizerunku. Aż wreszcie doszłyśmy do kresu czyli do „krócej się nie da”. No i znalazłam się w czarnej otchłani i na dnie. Szczęśliwie włosy rosną mi szybko więc pojawiło się swiatełko w tunelu i teraz chodzę równie często, ale tylko po „just a little bit”. Obydwie dostajemy to, co chcemy: ona pieniądze, a ja zdecydowanie niekłamany zachwyt w jej chińskich oczach.

P.S. Bardzo, bardzo Wam dziękuję, że jesteście ze mną. Czuję się jakbym była na grupowej wycieczce:) Świetnie!
















Brak komentarzy:

Azja 7

  18.04.24. Amman, Jordania https://photos.app.goo.gl/FDR6dJaEBJx3bizk9 https://photos.app.goo.gl/cCUZk5AUfXQjW2ve7 https://photos.app.goo.g...