https://goo.gl/photos/xJbbEPvXedtsqhL49 |
Waszyngton bym określiła jako monumentalny, czysty i zamożny. Przynajmniej Downtown gdzie skupione jest wszystko, co stolica chce pokazać odwiedzającym ją gościom. Muzea, galerie, pomniki, budynki rządowe –całość w jednym miejscu zwanym National Mall czyli Galerią Narodową na świeżym powietrzu.
To wszystko tonie
w zieleni parków i alejek, a jeśli poczujesz, że się zgubiłeś to wystarczy obrócić się wokół własnej osi i poszukać Pomnika Waszyngtona – wysokiej na 170m białej iglicy, od której nic w Waszyngtonie nie może być wyższe. W porównaniu do wszystkich ogromnych budowli, National Mall sam Biały Dom wydaje się domkiem letniskowym. Pełno ludzi wokół i jak stanie paru wyższych to White House składa się jak House of Cards chociaż w filmie nie o wielkość chodzi – wiem:).
Na ten uroczysty wizerunek miasta nakłada się inny – mniej oficjalny. Tworzy go tętniąca życiem ulica z całą masą restauracji i barów pełnych ludzi – o dziwo trochę mniej niż zazwyczaj zajętych swoimi telefonami, za to rozgadanych i pokrzykujących od czasu do czasu. Centralna część Downtown to ulice szerokie, przecinające się pod kątem prostym. Ale odrobinę dalej już się buntują - skręcają, owijają się wokół rond, wznoszą i opadają. Dużo wiktoriańskiego stylu przypomina o XIX-wiecznym rodowodzie miasta.
Dałam się porwać tej atmosferze i zabłądziłam do Chinatown. W porównaniu z chicagowskim – maleńkie, ale takie ładniutkie:). Tak przy okazji - mieszkałam kiedyś blisko chicagowskiego Chinatown. To sąsiedztwo stało się dla mnie życiowo ważne za sprawą fryzjera. A właściwie fryzjerki, która włada czterema językami w tym trzema chińskimi oraz angielskim i która za każdym razem na mój widok wpada w chiński zachwyt, co wydatnie wpływa na wzrost mojej samooceny i ogólnie nastroju . Ile razy czułam, ze zasysa mnie czarna dziura, szłam do fyzjera i ordynowałam zmianę wizerunku. Aż wreszcie doszłyśmy do kresu czyli do „krócej się nie da”. No i znalazłam się w czarnej otchłani i na dnie. Szczęśliwie włosy rosną mi szybko więc pojawiło się swiatełko w tunelu i teraz chodzę równie często, ale tylko po „just a little bit”. Obydwie dostajemy to, co chcemy: ona pieniądze, a ja zdecydowanie niekłamany zachwyt w jej chińskich oczach.
P.S. Bardzo, bardzo Wam dziękuję, że jesteście ze mną. Czuję się jakbym była na grupowej wycieczce:) Świetnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz