![]() |
gotowa do drogi |
u Josepha syna Asi w Waszyngtonie |
uroczy gospodarz |
Ostatecznie wyruszyłam o siódmej nad ranem z optymistycznym „continue on the route 711 miles” (1144.71km) (sic!) i cichą nadzieją, że mój samochód okaże się samolotem
gdy utknę w korku. Szczęśliwie korków nie było i po 12 godzinach jazdy dotarłam na miejsce.
W Maryland dołączyła kolejna pasażerka z tych podróżujących po nieskończonych szlakach- Jane. Pochodziła z Baltymore i najwyraźniej wróciła w rodzinne strony, chociaż pochowaliśmy ją w
Chicago u boku ukochanego męża, z którym przeżyła 68 lat. Na początku trochę się na siebie boczyły ( bo co prawda obie czerpały z chrześcijańskiego źródła, ale za zgoła odmiennym pośrednictwem, bowiem Stella katoliczką, a Jane protestantką była), ale niechęć zniknęła na długo przed Waszyngtonem. To niezwykłe jak Amerykanie, ludzie zewsząd i z rozmaitym bagażem kulturowym, ale żyjący wspólnie w tym kraju, no więc jak Amerykanie potrafią się wspaniale różnić.
Poprzez tych, z którymi ja się zetknęłam mogę powiedzieć, że tolerancja jest wpisana w ich naturę. Jednak w moim odczuciu jest ona inna niż ta europejska. Będąc świadomą uproszczeń – europejska tolerancja przyszła wraz z Rewolucją Francuską i Deklaracją Praw Człowieka podczas gdy amerykańska zrodziła się z konieczności życia w nieustannie zmieniającym się sąsiedztwie ludzi odmiennie wyglądających, mówiących na codzień innym językiem i wierzących w trochę innego Boga. Tak to widzę – jedna odgórnie, druga oddolnie przyszła. Na co się to przekłada? Znów z zastrzeżeniem, że mówię tylko za siebie – ano na praktykę jej stosowania.
W Europie tolerancja jest papierkiem lakmusowym politycznej etykiety, w Ameryce jest koniecznością otwarcia się na inność, bo bez tego otwarcia wszyscy dla wszystkich byliby obcy. Bez tolerancji, w Ameryce by się nie dało żyć! Oczywiście ludzie tutaj też boją się globalnych zagrożeń, jakie niesie zderzenie tolerancji ze współczesnym terroryzmem, ale to się nie przekłada na wrogość w stosunku do sąsiada.
No; chyba, że pozwolił swojemu psu załatwić psią potrzebę na moim trawniku. Ale z takimi umiemy sobie radzić inaczej! Prawda, moje panie? Modlą się – nie przeszkadzam...
to takie bardziej refleksje dotyczące amerykańskiej tolerancji. Tak sobie wymysliłam, ze towarzyszyć mi będą z zaświatów mpje amerykańskie podopieczne i ten wpis właśnie tego dotyczył. A one były bardzo inne więc stąd taki temat
uroczy gospodarz
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz