https://photos.app.goo.gl/Gx07k8804AkuHmTJ3 |
Dobra, wiem, że miliony lat i nadczynność żelaza i wiatr i deszcz i oglądamy efekt nie z tej ziemi. Ale ja przez te trzy pełne dni spędzone w Zion National Park w Utah badzo dobrze się czułam ze swoją
historyjką. Zrobiłam 500 zdjęć, ale przeglądając je w tej chwili, dalej mam poczucie, że traciłam czas. Byłam na wiekszości popularnych szlaków w Zion i to czego doświadczałam stojąc twarzą w twarz z potęgą i urodą kamienia jest nie do opisania. Ta nieskończoność form i kolorów przyprawia o zawrót głowy. Park odwiedza bardzo wielu trystów. I wszyscy oczywiście mają aparaty fotograficzne. Jestem pewna, że każdy z fotografujących ma inną historię do opowiedzenia. Co innego zauważył, coś innego go poruszyło.
No i ja osobiście, po raz drugi podczas mojego podróżowania, doświadczyłam głębokiej satysfakcji. Wspięłam się nie na najwyższy, ale uchodzący za jeden z trudniejszych szczytów - Landing Angels, z łańcuchami na ostatnim, półkilometrowym odcinku podejścia. Jak się wdrapałam na ten szczyt to dostałam brawa od grupy młodych ludzi, którym też wcale łatwo nie było.
A jak schodziłam, zawieszona na tym łańcuchu, przestraszona nie na żarty, skupiona na tym, żeby jednak przeżyć, z przepaściami po obydwu stronach i widziałam tylko mały występ w skale poniżej, akurat na moją stopę - to sobie pomyślałam, że to jest dokładnie tak jak w życiu:
nie rozglądaj się zanadto bo się tylko przestraszysz. Szukaj najbliższego kroku. Jak go zrobisz, z pewnością znajdzie się miejsce na następny....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz