środa, 30 sierpnia 2017

W czerwonym mieście z własnym przewodnikiem

https://photos.app.goo.gl/fZ8Esjggx3cQ7vfz2
Sedona.
Kiedy wieczorem, po dniu spędzonym w górach, brałam prysznic, woda była intensywnie czerwona! O zadrapaniach, otarciach i obtłuczeniach nie wspomnę.. ostatni raz w takich ilościach chyba w głębokim dzieciństwie :)
Sedona jest czerwona, gorąca, sucha i kłująca. Tak ją zapamiętam. I jeszcze to, że jest piękna. Na stosunkowo niewielkim obszarze
, w intensywną czerwień skał wtopione czerwone miasteczko. Czerwone domy z czerwonymi dachami. I czerwone chodniki. Właściwie intensywnie rdzawe – tym rodzjem koloru rdzy, która kojarzy się z pustynią i słońcem.
Pogroziła mi palcem Sedona kiedy wybrałam się na wycieczkę w góry. Patrząc pilnie pod nogi, żeby nie nadepnąć na grzechotnika i omijać wszędobylskie kaktusy, zgubiłam szlak. Zamiast łagodnie pod górkę poszłam na przełaj, przed siebie. Wspinałam się po tych skałach tak gorących, że parzyły ręce i dziwiłam się w duchu, że tak niebezpieczny szlak został wytyczony, bez zabezpieczeń – zupełnie nie po amerykańsku. No, ale kiedy doszłam pod czerwoną ścianę i dalej ani kroku, to się zorientowałam, że chyba coś jest nie tak. Pewnym pocieszeniem była plastikowa butelka majacząca w oddali – znaczy się ktoś tu był. I może powrócił szczęśliwie więc i mnie się uda?
Bo zawrócenie było znacznie trudniejsze niż wejście; trochę na pupie, trochę na kolanach, a trochę całkiem po prostu jechania w dół jak na zjeżdżalni (przodem do zbocza niestety  :) ).
Ostatecznie wszystko znalazło swój szczęśliwy finał w przypadkowym spotkaniu miejscowego turysty, który znał teren i co rusz zbaczał ze szlaku. Na takiej „odnodze” się spotkaliśmy. Rozbawiła go nieco moja historia, więc postanowił naprowadzić mnie na właściwe ścieżki. Bardzo szybko przeszliśmy do spraw zasadniczych, takich jak wyższość jogurtu greckiego marki Fage nad wszystkimi innymi oraz zgodziliśmy się w 100%, że należy jeść wszystko tylko w małych ilościach. Dalej rozmowa potoczyła się gładko :)
Co rusz spotykam ludzi, którzy są przyjaźni, żeby nie powiedzieć wielkoduszni. Te spotkania trwają czasem kilka minut, czasem kilka dni. Ale zlewają się w takie jedno, wielkie poczucie otwarcia na ludzi i świat, a także świadomości, że inni otwierają się również na mnie. I czuję w tym znacznie więcej prawdy niż w transparentowych hasłach braterstwa..




Brak komentarzy:

Azja 7

  18.04.24. Amman, Jordania https://photos.app.goo.gl/FDR6dJaEBJx3bizk9 https://photos.app.goo.gl/cCUZk5AUfXQjW2ve7 https://photos.app.goo.g...