wtorek, 12 września 2017

Stolik dla czterech osób proszę...

Żeby skorzystać z większości tego co Arkadia (nie siląc się na oryginalność tak sobie nazwałam to miejsce, chociaż oczywiście ma swoje prawdziwe imię, jak i Dorothy ma swoje, ale nie o imiona tu chodzi) no więc co Arkadia ma do zaproponowania, trzeba wstać wcześnie rano i spędzać czas z zegarkiem w ręku. Mieszkańcy mają do tych propozycji stosunek ambiwalentny, aczkolwiek jest jeden punkt dziennego programu, który dla znakomitej większości pozostaje centralnym;  mowa tu o obiedzie w porze kolacji czyli DINNER.
Są dwie olbrzymie restauracje, z wystrojonymi kelnerami, dyskretną muzyką, drinkami przy barze i codzienną rezerwacją miejsca przy stoliku. Kto zapomni zrobić rezerwację spada do rangi „community table”;  (coś w rodzaju zbieraniny gapowiczów lub abnegatów, którym jest wszystko jedno z kim i przy jakim stoliku siedzą i takich też w Arkadii można znaleźć). Na coś takiego jednak znakomita i dystyngowana większość nie chce lub nawet nie może sobie pozwolić, więc zarezerwowanie stolika i dobranie towarzystwa na kolejne wieczory to wyzwanie podejmowane codziennie od nowa. 
I Dorothy jest absolutnie niezrównana w tej sztuce. Wykonując dziesiątki telefonów i meldując się od czasu do czasu przy czymś w rodzaju obszernej mównicy, na której urzędują, a raczej odpierają ataki, kierownicy sal, Dorothy jest w stanie zaaranżować „dinner”, nie powtarzjąc składu stolika ani razu w ciągu miesiąca! Ma oczywiście swoich faworytów ( w tym najbliższą przyjaciółkę 98 i pół), ale stałego składu wystrzega się jak ognia. 
Ja nie mam przyjemności – powiada – wysłuchiwać ciągle o tych samych chorobach. Jak już muszę to robić, to przynajmniej chcę mieć ich pełny zakres J Dorothy ma czasem kostyczne poczucie humoru, ale tak naprawdę ludzie tutaj o swoich przypadłościach mówią niewiele i nie lubią się skarżyć. 
To jest bardzo amerykańskie – z chorobą obcuje się tylko w czterech ścianach swojego domu. Kiedy z niego wychodzisz– wszystko jest GREAT! Tak właśnie myślę w tej chwili i nie udaje mi się sobie przypomnieć ani jednej sytuacji, w której na pytanie „How are you? How are you doing?” nie padłaby odpowiedź: „Thank you. I’m fine, doing very well”. Zawsze. 
I nawet zakładając, że zarówno pytanie jak i odpowiedź jest nierozerwalnym związkiem frazeologicznym i inna odpowiedź brzmiałaby jak błąd językowy, to przecież jego nierozerwalność (związku) ma przecież jakieś historyczne uzasadnienie. 
Ale wracając do Dorothy i jej obiadów – przy stole, podobnie jak na całym świecie - plotkują, złoszczą się na polityków, wspominają dawne i zawsze lepsze czasy oraz..... udzielają sobie wzajemnych porad jakie akcje i jaki stopień ryzyka. Ta część jest najbardziej inspirująca i że tak powiem realna w skutkach; oczywiście nie muszę dodawać, ze Dorothy gra na giełdzie. I wyznaje się na tych słupkach, które sprawdza codziennie rano. 
No i przypomnę, że ma 94 lata....


Brak komentarzy:

Azja 7

  18.04.24. Amman, Jordania https://photos.app.goo.gl/FDR6dJaEBJx3bizk9 https://photos.app.goo.gl/cCUZk5AUfXQjW2ve7 https://photos.app.goo.g...