poniedziałek, 30 października 2017

Ciśnienie wewnętrzne


"Dobrze napisane" - napisał mi dziś mój syn w mejlowym komentarzu, parę dni po komentarzu również mejlowym, ale o zupełnie innej treści, chociaż dotyczącym tego samego kawałka. We wcześniejszym nie podobał mu się w moim wpisie chaos i niedoprecyzowanie. Dopiero jak mu wyjaśniłam kontekst sytuacji uznał, że opowieść jest OK.
Pomijając delikatne kwestie jaj mądrzejszych od kur, uznaję i szanuję fakt, że mój syn para się krytyką literacką i może warto posłuchać jego rady. A rada była taka
- musisz naświetlić kontekst, w ten sam sposób, jak to zrobiłaś dla mnie.
Więc naświetlam:
Poniższy monolog to część rozmowy z bohaterką poprzedniego wpisu - Nancy. Nancy jest artystką, ma bardzo bogatego męża i nie urodziła się na północnych przedmieściach Chicago. W przeciwieństwie do męża i jego sióstr. W związku z tym całe życie (a przynajmniej przez tę część, którą spędziła i spędza z mężem) pomiędzy nią, a szwagierkami iskrzy. Ostatnie fajerwerki były z okazji ślubu jej córki - przepychanki przy wyborze restauracji, sam ślub i wesele kosztowały ją sporo, o czym opowiada poniżej. I wcale nie pieniędzmi zapłaciła.
Słuchałam ją i próbowałam rozumieć o czym ona mówi; próbowałam jakoś przymierzyć te dwa światy, w których żyjemy. Bo po mojemu ona opowiadała o duperelach; nie było sobie czym głowy zawracać. A jednak wszystko razem było dla niej ekstremalnie ważne. I pozostawiło ją w nienajlepszym stanie.
Te dni z nią spędzone to kolejny kamyczek w moim amerykańskim ogródku. Ale cieszę się, że już nie uprawiam tego kawałka.....

        ....i podszedł do mnie Mistrz Ceremonii i mówi, że mamy poślizg i że to potrwa z piętnaście minut. Dlaczego - zapytałam - przecież młoda para czeka, my, znaczy się rodzice, siedzimy i też czekamy, więc właściwie o co chodzi. Powiedział, że starszy pan zatrzymał windę na pierwszym piętrze bo coś tam wypadło, ale zaraz powinien tu być, więc nie mam się czym przejmować. Jaki starszy pan? wszyscy zaplanowani starsi panowie już są, więc o co chodzi? Ale on był, za moment go nie było i w dodatku przepadł nie wiadomo gdzie.
Ale zaraz potem okazało się, że to właśnie na nią i jej ojca wszyscy czekaliśmy bo w windzie się zorientowała, że guzik od muchy, takiej na gumce, się urwał, więc zatrzymali windę na pierwszym piętrze, bo tam był punkt awaryjny i zamówili inną muchę. No i musieli na nią czekać. Oczywiście szło na mój rachunek, chociaż zaraz przy wejściu każdy dostawał "podręczny pakiecik bezpieczeństwa",w którym były agrafki więc mogła skorzystać. Ale nie, jej się podobało zamówić nową muchę i wszyscy na nią, chociaż nie wiedzieli, że na muchę, czekali. I w dodatku weszli, znaczy się ona i jej ojciec, do sali ślubów głównym wejściem, oczywiście przed parą młodą, i usiedli w pierwszym rzędzie! Masz pojęcie co za tupet?!
Co? No właśnie mówię, że tak! OK, żona mojego brata z ojcem, ale pomimo wszystko nie ona była tu najważniejsza. Ale ją pokarało bo przy wychodzeniu była ostatnia i w restauracji dostał się jej boczny stolik. Proszę? No tak, to był błąd, ale to nie było duże przyjęcie; trochę ponad sto osób, więc myślałam, że nie ma sensu usadzać taką garstkę.
A ona jadła, piła i widziałam, że się dobrze bawiła (nawet się chyba upiła trochę). Cały czas się śmiała, pozowała do zdjęć z młodymi częściej niż ja, ale i tak po rodzinie rozesłała mejle, że została potraktowana jak co najmniej persona non grata i wypchnięta na pozycje skrzydłowe, a przecież, chociażby ze względu na teścia jedynego wuja panny młodej, powinna siedzieć przy głównym stole.
To, że była ze swoim ojcem, a bez mojego brata (tego wuja właśnie) bo go zostawiła chorego w szpitalu, to o tym w ogóle nie wspomniała.
Nie, nic mi nie jest, ono tak drży. Najczęściej bez powodu. Po tym upadku trochę częściej, ale może kule naciskają jakiś nerw. To się podobno ma wszystko powoli uspokajać, ale chwilę potrwa. W człowieku nic od razu nie znika i nic nie pojawia się z dnia na dzień.
Wiesz, ja nigdy nie byłam super zdrowa jeśli chodzi o te brzuszne sprawy. Gdzieś tam, na szlaku jelitowym zrobiła się pętelka dawno temu i trzeba było uważać, żeby przepychać się przez nią nie za ciężko, nie za ostro i raczej papkowato. Ja byłam zawsze taka coś jak ty, może trochę mniej, ale przed tym weselem zaczęło się pogarszać. Schudłam. No bo ile razy można powtarzać, że to nie argument, że Jackie brała tam ślub. OK! Przy jeziorze, z tarasem, ale na molo trzeba było przejść przez parking, już nie mówiąc o tym, że widok z restauracji zasłaniał murek graniczny. No nie, nie cały widok, ale nie było tego otwarcia, rozumiesz o co mi chodzi? No właśnie. A poza tym tort weselny trzeba było zamawiać u nich bo mieli deal z cukiernikiem. Przesłodzony i bez finezji. Mogłaś mieć swój, ale od pokrojenia go i serwowania na talerzyki tego przyniesionego, liczyli tyle samo, co za kawałek swojego. Więc jesteś w plecy o koszt tortu. Tłumaczyłam, że mam lepszą opcję; mój hotel jest nowy i nowoczesny, z własnym oświetleniem plaży, z salą weselną w olbrzymim wykuszu. Oczywiście wszystko przeszklone, ze światłami na wodzie no i w ogóle klasa. Ale trwało zanim ustąpiły. Gdzie on ją znalazł!? Ten mój brat. No bo skąd JA wytrzasnęłam męża z takimi siostrami to nie będę raczej pytać. Obejdzie się bez strzelania we własną stopę. Ale on?!
No nie, to nie tak! Dziewczyny z Północy nigdy nie przyznają ci racji! One się rodzą z racją. Z racją i dobrym gustem. Dziedziczenie pieprzone.
No, ale jak już ustąpiły i wszystko było jak należy z salą, plażą i tortem, to moja pętelka zamotała się na amen. Więc rozkroili, zrobili ciach, ciach, ciach, a potem szew, szew, szew i jeszcze jeden większy na wierzchu i gotowe. Tylko, że teraz jedzenie przelatuje przeze mnie jak przez nową kanalizację. Siedzisz przy stole, za dziesięć mnut na kibelku i po sprawie. Marzenie anorektyczki.
Że co? No może rzeczywiście. Może bulimiczki. Wszystko jedno. Na pewno nie moje marzenie.
No, a jak już byłam taka skrojona, zeszyta, ale ciągle dziurawa, to zaczęłam słabnąć. Kości też się posypały. I spadłam z tych cholernych schodów, z których teraz się spuszczam na tyłku.
Chyba ci zimno bo cały czas w płaszczu siedzisz. Mnie kiedyś też tak było. Trzęsłam się bez przerwy. Dlatego tyle pledów wszędzie. I czasem korzystam, ale rzadko. Leżą tak bezużytecznie. Ale ty.. no widzisz, szkoda, ze nie wzięłaś cieplejszego płaszcza.


Brak komentarzy:

Azja 7

  18.04.24. Amman, Jordania https://photos.app.goo.gl/FDR6dJaEBJx3bizk9 https://photos.app.goo.gl/cCUZk5AUfXQjW2ve7 https://photos.app.goo.g...