
Takich, którzy stawiając coraz dłuższe kroki, patrzą przed siebie i wierzą, że to, co najważniejsze jest jeszcze przed nimi, ale i takich, dla których wymiary czasu i przestrzeni przestały istnieć osobno; podróżują, swobodnie się w nich przemieszczając, ku rozpaczy wszystkich, którzy uparcie kojarzą "do tyłu" z wczoraj i "do przodu" z jutrem. Pozostając bezradnymi wobec świata zagubionych szlaków, nazwali go demencją lub chorobą Altzheimera.
Póki co, na nadaniu imienia porozumienie światów się kończy. Ciekawa jestem, dla której ze stron bardziej "niestety"...
No więc bohatera poniższej historii (którą kiedyś zamieściłam na FB, i o której nie chcę zapomnieć, stąd ten wpis) spotkałam niedawno. Nie poznał mnie i widać było, że na kogoś czeka; potem okazało się, że czekał na żonę.
Przyszła.
Malutka i bardzo drobna z ciemnymi i gęstymi włosami, z daleka wyglądała jak dziewczynka. Poruszała się żwawo, chociaż z bardzo wyraźną dysfunkcją biodra. Wyglądała jakby szła do przodu, ale trochę bokiem; można powiedzieć szła symbolicznie.
Niedawno obchodzili 75-tą rocznicę ślubu i najwyraźniej zamieszanie na jego szlakach nie przeszkadza im w komunikacji - przwitali się tak ładnie...
Kiedy jeszcze odwiedzał mojego przyjaciela (był w bardzo dobrej kondycji fizycznej) to za każdym razem, prędzej czy później, powracał do tego wydarzenia, o którym mowa poniżej. I mój przyjaciel, również za każdym razem, komentował: "No widzisz, ty naprawdę miałeś wyjątkowe szczęście. Wygląda na to, że urodziłeś się do szczęścia".
W sumie może po te słowa przychodził?
Kilka razy w miesiącu odwiedza mnie uroczy, starszy pan(93).
Lubi spacery, ale takie bez celu- powiada - to jak żeglowanie bez żagla, więc robię za latarnię morską. Gawędzimy chwileczkę o starych czasach,bo niestety każdego ranka dzień wczorajszy przepada dla niego bezpowrotnie, wypijamy po filiżance kawy i rozstajemy się w wielkiej przyjaźni.
Starszy pan jest zawsze pogodny tym szczególnym uśmiechem, który kryje się w zmrużonych oczach i który cały czas wybiega kącikom ust na spotkanie. Można powiedzieć, że starszy pan śmieje się nieustannie. Zapytałam go kiedyś dlaczego tak jest. I opowiedział mi bardzo ciekawą i pouczającą historię.
Otóż w czasie II Wojny służył w Marines i brał udział w bitwie o Iwo Jimę jako obsługujący stanowisko strzelnicze na statku. W pewnym momencie dowódca kazał mu zamienić się pozycjami z kolegą. Nie dyskutuje się z dowódcą i jego poleceniami zwłaszcza w ogniu walki, ale wyglądało na to, że ta zamiana go degraduje. A dziesięć minut później jego zmiennik nie żył.
I zakończył: „Już po wszystkim się uśmiechnąłem. I pomyślałem sobie, że to jest bardzo dobry powód, żeby nie przestawać się uśmiechać już do końca życia.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz