wtorek, 21 listopada 2017

oka i oczy sieci


Pamiętam, w erze jeszcze przed internetem, ci którzy wracali lub tylko przyjeżdżali z drugiej półkuli, zawsze podkreślali technologiczną przepaść pomiędzy Polską, a Ameryką.
60 lat - mówili - jesteśmy w tyle. I snuli opowieści o trudnych, amerykańskich początkach, które miały rozmaite przyczyny, a jedną z głównych właśnie, było zagubienie w świecie automatów. Ich ilość i różnorodność zamiast życie ułatwiać, czyniły z niego nocny koszmar; chociaż do czasu oczywiście. Ale co podżyli, co się naudawali, że wiedzą, a nie wiedzieli, co się wstydu najedli,
to zapisane im będzie
w niebie po stronie zawczasu odbytych kar za grzechy - już tu, na ziemskim padole.
Ja, podobnie jak wszyscy z doby internetowej, przyjechałam z tabletem. Pierwszy mój zakup w Ameryce to komputer (ciągle go mam),a drugi to telefon komórkowy, szybko wymieniony na smartfon. Niespecjalnie poczuwałam się nawet do 10-ciu lat w tył, o 60-ciu nie wspomnę.. Internet sprawił, że Ameryka przestała onieśmielać, zadziwiać i wpędzać w kompleksy. Tam, gdzie dociera internet, dociera również wiedza o wszystkim co, przysłowiowo wczoraj, zeszło z taśmy ludzkiego umysłu w każdej dziedzinie; oswojenie z tym to kwestia wieku i nastawienia lub chęci, jak kto woli. Podejrzewam, że amerykański osiemdziesięciolatek będzie bardziej chętny do zasiadania przy komputerze niż jego równolatek z Polski (statystycznie!), ale to nie zmienia generalnego kierunku zmian - czucia się wszędzie na świecie znajomo i (prawie) u siebie.
Chociaż, z drugiej strony, jesteśmy jako ludzkość in a process; oczywiście to truizm powiedzieć, że sednem tego procesu jest dostęp do informacji - niemal nieograniczony i trudno kontrolowany. Dla mnie jednak najbardziej znaczący jest fakt, że sami musimy wybierać i decydować o jakości tej informacji. Wśród jej zalewu miesza się prawda z nieprawdą, plotka z faktem, zarzut z oszczerstwem. Selekcja często nas przerasta i zrozpaczeni zdajemy się na przewodników. Tę rolę przyjęły na siebie media i zaryzykuję twierdzenie, że takie mamy poglądy jakie media oglądamy, słuchamy, czytamy.
Zasada jest chyba prosta - ponieważ prostackie kłamstwo łatwo obalić, więc poważne media trzymają się raczej prawdy, z tym, że nie całej. Przejedzeni i leniwi nie sięgamy do źródeł; wiedząc, że jesteśmy manipulowani, przystajemy na to, bo obżarstwo sprzyja lenistwu. Tego się najbardziej obawiam, bo jak patrzę na otaczający mnie świat, to widzę, że ludzie wokół, ze mną włącznie, wycofują się z prostej konfrontacji tego, co widzą, z tym, co jest im podane do wiadomości.
Oczywiście sama tego nie wymyśliłam; to też cytat "obrobiony" moimi światopglądowymi skłonnościami. Jestem tego świadoma i tym bardziej mi smutno. Bo ta niesamodzielność rodzi daleko idące konsekwencje filozoficzno -epistemologiczne dla nas jako gatunku. Jak jeszcze uprawiałam zawód nauczyciela to lubiłam porównywać wiersze do motyli; czym innym jest liczenie plamek na skrzydłach, czym innym oglądanie migotliwości tych plamek w motylim locie. Prawda poezji to spełnienie obydwu warunków. Mam wrażenie, że jako ludzie jesteśmy na etapie liczenia plamek.
No cóż; zobaczymy co z tego wyniknie.
No i ot; wychodzi mi coś zupełnie innego niż zamierzałam sobie pogawędzić. Bo chciałam o amerykańskiej telewizji i telewizorach. A właściwie źle mówię, bo takie sformułowanie "telewizja amerykańska" to od razu mi się wyświetlają w głowie tematy prac magisterskich i wyższych, na różnych politologiach, medioznawstwach i innych. I to jest ocean wiedzy bardzo pożytecznej, o której na codzień, ludzie obłożeni pilotami, nie pamiętają, tak jak pamiętają, żeby zaraz z rana włączyć telewizor, nastawić ekspres i umyć zęby. W tej kolejności. Byłam kiedyś w X-bedroomowym domu z niepoliczalną ilością łazienek. Oczywiście w salonie, kuchni, sypialniach były telewizory różniące się jedynie wielkością. Ale kiedy w największej łazience, w której urzędowali gospodarze, były dwa - jeden na wprost wanny, a drugi, zawieszony u sufitu w taki sposób, żeby go można było oglądać z kabiny prysznicowej, a przy każdym był zestaw słuchawkowy - to pomyślałam sobie, że woda w tych okolicznościach jest absolutnie zbędna..
Chociaż z drugiej strony nie wszyscy moi około 90-letni amerykańscy przyjaciele podniecają się telewizorem w równym stopniu. Panuje zgoda co do programów informacyjnych - żeby wiedzieć co w świecie piszczy, choć to wiedza bardzo ulotna w ich przypadku i że tak powiem pracowicie odnawiana co godzinę. Sukces przychodzi pod wieczór, a nastepnego dnia swiat się zmienia i trzeba od nowa zabierać się do pracy. Co do reszty telewizyjnej oferty zdania są bardzo podzielone, włącznie z całkowitym odrzuceniem. Główny winowajca to oczywiście reklamy; młodsi sobie z nimi radzą za pomocą porannej ruchliwości, albo Netflixa, albo tv on demand, albo internetu solo lub skojarzonego z telefonem. Możliwości występują w ilościach przemysłowych i wnikam w nie powoli, acz systematycznie, głównie żeby uniknąć niepotrzebnych kłopotów mentalnych. Moi prawie wiekowi przyjaciele poddają się bez walki więc pozostaje im ściszanie. Czasem zapominają pogłośnić i tracą wątek. I cierpliwość. Więc do telewizji mają stosunek ambiwalentny, choć wystarczająco afirmatywny żebym jako towarzyszka poczyniła pewne priorytety.
Ale na dziś wystarczy.






























Brak komentarzy:

Azja 7

  18.04.24. Amman, Jordania https://photos.app.goo.gl/FDR6dJaEBJx3bizk9 https://photos.app.goo.gl/cCUZk5AUfXQjW2ve7 https://photos.app.goo.g...