niedziela, 28 stycznia 2018

Falling down


Paczka się rozsypała.
Albo nie, może trochę więcej optymizmu. Działalność paczki została zawieszona na pewien czas.
Jak wszystko pójdzie dobrze, to na wczesną wiosnę dziewczyny zorganizują jakieś reanimacyjne party i wszystko wróci w utarte koleiny, ale na razie (dziewczyny) dochodzą do siebie, zdrowia i sił.
A wszystko przez Fall(ing). Down. Ten dziwaczny zapis ma być artystycznym wygibasem; że niby Fall to także jesień, wszystko spada i opada, a girls z paczki jako ta jesień...; no i w życia jesieni też. Chociaż to nie do końca prawda- w Arkadii nie ma pór roku, chociaż spadki i upadki owszem. Tak. Gdyby Arkadyjczycy się nie wywracali, to żyliby i żyli. Tak po prostu - z przyzwyczajenia. Bo po cóż umierać, jak można żyć?
Późnym rankiem, ale jeszcze przed lunchem, spotykają się na Corso w drodze na rozmaite activity. Pozdrawiają się, uśmiechają do siebie, pytają o zdrowie i dziękują. W powietrzu czuć unoszące się genius loci wdzięczności pod każdą postacią; od ukłonów głębokich do lekkich skinień, od uśmiechniętego "hi there!" po wylewne"good to see you, really good!". I nawet jeśli w nocy jakiś sen niedobry się przytrafił, albo parę godzin niespania, to rankiem, na Corso, wszystko znika jak sen-mara, chociaż z wiarą różnie bywa....
(Amerykanie bez przerwy i przy każdej okazji za wszystko dziękują, życzą sobie miłych dni i nocy zarówno tych najbliższych jak i wszystkich następnych i po wieczne czasy, co doprowadza mnie do szału i zielonej gorączki. Ale się nie wyłamuję i też dziękuję i życzę i czasem zupełnie absurdalnie. Tak, jak zamaszyste "thank you so much" rzucone z uśmiechem policjantowi, który beznamiętnie i bezlitośnie wypisał mi mandat.)
Ale wracając na Corso w porze przedlunchowej - wtedy właśnie zostają podane do publicznej wiadomości kolejne wywrotki. Oczywiście czasem jest dzień, niekiedy nawet dwa, utrzymane w miłym pionie i wtedy zalega nastrój ambiwalentny; z jednej strony taka pionowa w stu procentach społeczność podnosi wydatnie wiarę we własne siły, ale z drugiej, dzień bez fall to dzień jakby trochę stracony - no bo o czym tu rozmawiać? Złośliwa jestem - tematów nie brakuje, ale mowa ciała przy fall jest absolutnie specjalna; zanim będzie wiadomo kto, to już z daleka wiadomo, że znów:
- Rity dziś nie będzie. Upadła. Wczoraj na korytarzu, potknęła się o laskę i upadła. Miała szczęście, że na korytarzu, to ją szybko znaleźli. Nie ma siniaków bo na dywan runęła, ale złamała łokieć i łydkę. I dziś na brydżu jej nie będzie.
Takie wiadomości hamują Arkadyjczyków na parę godzin; balkoniki zaczynają sunąć majestatycznie, skutery zwalniają, a cała reszta, jeszcze dwunożnie wertykalna, skraca krok o połowę.
Upadek to cezura bo w większości jest groźny. Najczęściej łamie się biodro, bywa, że dwa. Często nogę w udzie, w kostce, w śródstopiu. Szczęśliwcy zaliczają złamaną rękę, albo wstrząs mózgu. Generalnie lądują w szpitalu na kilka tygodni i na ten czas wypadają z obiegu.
Wśród dziewczyn z paczki jedna (95) właśnie odbywa szpitalny staż (złamana noga), druga(98, biodro i udo)) dopiero co wróciła i przesiadła się ze skutera na balkonik w ramach ćwiczeń usprawniających, więc czas spędza głównie na docieraniu w miejsca docelowe, drzemkach i jedzeniu. Jeszcze inna (95, wstrząs mózgu) jak tylko pozbyła się siniaków w widocznych miejscach, wróciła na korytarze i salony, ale na pełny fun będzie musiała poczekać. Póki co urzędują z moją Dorothy, planując wiosenny refreshing.
Siedzimy w trójkę przy stoliku do brydża, ale gramy w rummicube. Płaskie kostki z liczbami od jeden do trzynastu, w czterech kolorach, śmigają po stoliku, ciągle zmieniając swoje położenie.
-Pass - powtarza każda z nas jak mantrę..





Brak komentarzy:

Azja 7

  18.04.24. Amman, Jordania https://photos.app.goo.gl/FDR6dJaEBJx3bizk9 https://photos.app.goo.gl/cCUZk5AUfXQjW2ve7 https://photos.app.goo.g...