https://photos.app.goo.gl/rsZzcUmfxrFf6S698
3.03. 2022, Monteverde, Kostaryka,
To było szybkie przejście od teorii do praktyki. Ale po kolei.
TEORIA - mozolne edukowanie opornej głowy starego typu z ograniczonym pojmowaniem poruszania się w wirtualnym świecie - głowa jest moja.
W zmienionych okolicznościach przemieszczania się w przestrzeni czyli bez auta, kwestią czasu była konieczność i umiejętność kupowania, a najpierw wyszukiwania biletów samolotowych - PRAKTYKA.
Od dobrych paru lat latanie u mnie było zawieszone, a tak po prawdzie, wcześniej z samolotami też nie miałam jakoś wybitnie często do czynienia.
TEORIA dopadła mnie poprzez Mateusza - nowego znajomego z mikrobusu do Lanquin.
Młody, oblatany, mówi po polsku, a kciuk od stukania w klawiaturę lekko odchylony.
Lekcja była długa, z powtarzaniem trudniejszych odcinków:
Kupiliśmy bilet na Kostarykę.
Przeskoczyłam Honduras i Nikaraguę bo wieści graniczno - covidowe stamtąd płynące nie zachęcały. Zwłaszcza Nikaragua - test wymagany, do zrobienia tylko w jednym miejscu, w stolicy i drogi, że nie daj Boże. Plus kombinacja autobusowa niespecjalnie wygodna.
Pewnie, że chciałabym zobaczyć i poleżeć na plażach Hondurasu, ale to raj dla nurków przede wszystkim a ja z rybami to średnio raczej, a Nikaragua to piękna przyroda, ale nie jakoś znacząco piękniejsza; przynajmniej takie są opinie podróżników.
No dobrze; całkiem możliwe, że to są wymówki i po prostu mi się nie chciało zasuwać z tym ultra ciężkim plecakiem i szukać testów, podczas gdy Kostaryka przyjmuje na podstawie tylko deklaracji zdrowotnej QR Code.
Więc kupiliśmy bilet. Tani.
Z Guatemala Ciudad. Z wylotem o 6.30. Z odprawą o 3.30. Mogło być lepiej. Ale gorzej też.
O 3.30 jestem przed punktem odpraw w pierwszej trójce. Wydaje mi się, że mam wszystko co potrzeba do wypełnienia formularza QR Code.
No tak; właściwie jednego nie mam, ale mieć nie mogę bo check-in w Aviance robi się na miejscu, a do QR potrzebny jest numer siedzenia. To wszystko wiem. Więc dlaczego jestem niespokojna? Przecież idzie gładko, prawie tak samo gładko jak przy pierwszym podejściu na granicy z Gwatemalą. Więc może to tylko strach przed powtórką z rozrywki, która wcale nie musi nastąpić?
- Jak długo zamierzasz pozostać na Kostaryce? Z jaką datą i dokąd jest twój następny lot?
O Matko! Nie wiem! Nie mam pojęcia! Nie mam następnego
lotu! UPS!
- Musisz to mieć. Nie ma mowy żeby cię wpuścili.
Dlaczego o tym nie wiedziałam? Przeglądałam strony gov, ale nie było o tym mowy. A może była, a mnie coś umknęło? I co teraz? Skąd ma wziąć bilet?- pytam.
- Kup go.
Zabrzmiało jak wyrok. Sama? Stojąc w kolejce do odprawy? Z masą ludzi z tyłu?
- Nie; możesz odejść na bok, kupić i wrócić.
Owszem. Mam wszystkie aplikacje, wiem jak działają. Notatki z lekcji taniego kupowania też mam - na dnie plecaka. Ale przede wszystkim mam zamęt w głowie. Stukam bezładnie - nie ma biletu - odpowiada Kiwi. Jak to nie ma?!
Próbuję zaglądać w oczy młodych i z telefonami i nawet jeden się zatrzymał, tak trochę współczująco, ale chyba z Kiwi mu było nie po drodze, bo zaczął coś bredzić o covidowym zakazie brania telefonu do ręki innego niż własny.
A ja dalej nie mam biletu.
A może autobus?
A tak. Bardzo proszę. Autobus jak najbardziej. Niska cena na zachętę. Kilk. I następny. Potwierdzenie.
Mam bilet do Panamy. Pierwszy raz w tej podróży zaplanowane coś wcześniej niż dwa dni naprzód.
Trzeba się przestawić.
06.03.2022, Corcovado, Kostaryka
Ukraina. Gwatemala City. San Jose. Monteverde. Corcovado.
Zaciera się granica pomiędzy tym, co na drugiej półkuli, a tym, co liczone jest najwyżej w setkach kilometrów.
Przestrzeń fizyczna nabywa charakteru relatywnego i przenosi się do przestrzeni emocjonalnej. Patrząc na oszałamiającą przyrodę wokół, jestem myślami w miejscu, którego boję się sobie wyobrażać.
Kołowrotek.
Gwatemala City jest dobrym stanem przejściowym pomiędzy Gwatemalą krajem i Kostaryką; tą majańską Gwatemalą - ubogą, zachowawczą i egzotyczną, a zachodnią i zadbaną Kostaryką. Wciąż latynoamerykańską, ale czystą i drogą.
Stolica Gwatemali jest dużym, milionowym, nieciekawym miastem.
Alex (bardzo młody, obeznany w świecie, z dobrym angielskim, modną fryzurą i dobrymi zarobkami) mieszkał pośrodku handlowego królestwa (centrum handlowe na każdej ulicy) i blisko lotniska.
Zrobił ze mną szybką wycieczkę samochodową po Starym Mieście i okolicach, ale bardziej interesowała go Warszawa i Kraków - Warszawa bo w niej już był i podobała mu się, a Kraków bo nie był, ale podejrzewał, żeby się mu spodobał.
Mieszkał w nowoczesnym wieżowcu, na strzeżonym osiedlu i zupełnie nie przypominał potomka Majów. Tak samo jak Gwatemala City jest lata świetlne od San Pedro przy jeziorze Atitlan.
Albo odwrotnie.
07.03. San Jose, Kostaryka
Nie tyle łóżko (w rozmiarze king size, które przecież i zazwyczaj nie jest elementem biurowego wyposażenia), co szklana ściana z widokiem na Pacyfik z poszarpanym i usianym małymi skałami brzegiem, przekonała mnie, że jednak nie do recepcji weszłam, ale do prywatnej sypialni.
W sypialni było dwóch panów zajętych rozmową i miałam nadzieję, że mnie nie zauważyli, bo nie rozglądałam się tam zanadto przecież. Jednakże zauważyli, ale afery nie było, bo chyba wyglądałam na osobę, która łatwo się gubi. Zgodnie z prawdą zresztą.
Tym razem szłam z Hostel in the Jungle do oddalonej o 4 km osady Drake Bay - jedno i drugie położone na skraju dżungli i równocześnie Parku Narodowego Kostaryki, a tych w tym kraju jest bez liku - i skręciłam niepotrzebnie w rejon prywatnych posiadłości, z sypialniami ze szklanymi ścianami z widokiem na Pacyfik.
Ten konkretny Park to słynne Corcovado - olbrzymi obszar lasów deszczowych, w których ekosystem człowiek nie ingeruje i do których wstęp jest ograniczony dwoma wejściami z limitowaną liczbą ludzi. Poruszać się po nim można tylko w towarzystwie przewodnika i prawdę mówiąc, każdy inny sposób jest pozbawiony sensu. Bo to jest zaglądanie pod podszewkę przyrody; szukanie tego, czym się nie chwali, a wręcz przeciwnie - skrywa. Trzeba wiedzieć pod jaki liść zaglądnąć, z której strony popukać w kokon termitów, do której jamy zajrzeć, by zobaczyć tarantulę. W który punkt się wpatrywać, żeby wypatrzeć i podpatrzeć. Idzie się tam również po to, żeby zobaczyć ptaki i inne zwierzęta - doskonale obojętne wobec człowieka; traktują go jako część przyrody. Nie boją się go co prawda, ale nie traktują przyjaźnie - zwierząt nie wolno karmić, więc nie ma powodu by człowieka specjalnie wyróżniać. Podobno wyjątek stanowią jaguary. Nasz przewodnik radził żeby w razie spotkania, odmówić skuteczną modlitwę, bo raczej nic innego nie ma do zrobienia - jaguar nienawidzi człowieka i zawsze atakuje…
Byłam do tej pory w dwóch parkach - oprócz Corcovado, w Monteverde - Santa Elena, położonego w Cordillera de Tilaran - Cloud Forest, gdzie deszcz pada zawsze. Położony na wysokości 1500 m las jest pokryty chmurami (stąd nazwa) na poziomie wierzchołków drzew, co w połączeniu z powietrzem znad Atlantyku tworzy mikroklimat dla roślinności wszelakiej, a walka o miejsce jest widoczna na każdym kroku - mchy i porosty oblepiają gałęzie i zwisają zewsząd, nie potrzebując ukorzenienia, bo wilgoć osiada z każdej strony. 500 gatunków orchidei, z których najmniejsza jest wielkości ćwiartki małego paznokcia, chroniąca swą intymność fauna i flora której podstawowym prawem i celem jest żyć i przeżyć.
Park został założony 40 lat temu, przez nauczyciela - wizjonera Technicznej Szkoły Średniej w Santa Elena i pozostaje przez nią zarządzany po dziś dzień. Uczniowie stanowią kadrę, a dochody w części przeznaczone do utrzymania parku.
Po jednym i drugim chodziłam z przewodnikiem. Obydwaj sporo mówili o zmianach klimatycznych.
O tym, że zmieniają się również warunki i gatunki. Na ich oczach znikają jedne, pojawiają się inne.
Czasem się nie pojawiają - pszczoły masowo giną i zostawiają ekologiczną próżnię. Wmarcu, w porze suchej, pada deszcz. Nie będzie w tym roku mango, fasoli też nie. Fernando, przewodnik z Corcovado, jest nastawiony bardzo pesymistycznie, chociaż usposobienie miał wesołe i sporo żartował.
- No spróbujcie przekonać mojego syna, który ma 21 lat, żeby nie używał telefonu przez większość doby. Nie ma takiej możliwości. Nie ma możliwości, żeby ludzie się ograniczyli w pragnieniu i sięganiu
po coraz wygodniejsze życie.
I za chwilę
- I powiem wam, ale to jest tylko moje zdanie, że ja nie wierzę w ratowników przyrody. Ona tego nie potrzebuje. Popatrzcie na to gniazdo - zostało tylko jedne pisklę. Pozostałe matka wyrzuciła z gniazda. Widocznie były słabe. My mówimy, że to jest okrutne. Ale przyroda nie jest ani okrutna, ani łaskawa. Po prostu taka jest.
Taka musi być, żeby istnieć.
Hm…
P.S. Kostarykańskie peregrynacje obfitują w przygody i to od razu - od pierwszego dnia. I tak:
- na lotnisku pan rozerwał plecak skutecznie przy przeszukiwaniu; moje głośne gardłowanie nie przyniosło efektu, nie licząc prawie spóźnienia na boarding
- hostel do którego ostatecznie trafiłam jest najpiękniejszy jaki do tej pory widziałam i spałam, a nazywa się Finca Escalante i jest w centrum San Jose (przy okazji - doszłyśmy z Anią do wniosku, że teraz tworzy się trzecia kategoria miejsc do spania oprócz klasycznych hoteli i hosteli - hostele o wysokim standardzie, z obsługą w kilku językach i bardzo młodą kadrą; są czasem droższe niż dobry hotel. Ale za to z wypasioną częścią wspólną, w której poznaje się ludzi z całego świata)
- w drodze do Corcovado - autobus zostawił mnie na postoju i goniłam go prywatnym samochodem; dogoniwszy go ostatecznie, ale tylko dlatego, że kierowca znał panią w okienku w San Jose, o której wiedział, że zna kierowcę uciekającego autobusu…
- również w tej samej podróży - zaczęło się robić ciemno, a nie bardzo gdzie miałam głowę przyłożyć, więc przyłączyłam się do dwóch Francuzek (Kostaryka sprawia wrażenie Francji - są wszędzie!) z zabukowanymi domkami w lesie i przyjęciem urodzinowym w pobliskiej restauracji
- w hostelu w dżungli poznałam Anię i Grzegorza - parę obieżyświatów z Poznania, którzy prowadzą trekingowe biuro podróży i jeżdżą z małymi grupami. Na Kostaryce są na rozpoznaniu terenu. Jesteśmy razem w pięknym hostelu, do którego wróciłam po parkach narodowych od strony Pacyfiku i wybieramy się jutro na stronę karaibską
- to tyle W NAJWIĘKSZYM skrócie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz