środa, 13 lipca 2022

Notatnik 50 podróżniczy

https://photos.app.goo.gl/wPZEBLrxqqi2E8F86

11.07.2022. Mancora, Peru

Pojutrze wyjeżdżam z Mancory, pierwszego miasta w kolejności na liście peruwiańskiej. A tak przy okazji - nie mogę się zdecydować czy Mancora jest urodziwa. Serce miasta to trasa panamerykańska. Po obu jej stronach wyrosło miasteczko na pustyni, u brzegu Pacyfiku. Wzdłuż drogi jest tak, jak wszędzie w latynoskim świecie - sklepiki, restauracje, salony fryzjerskie - w parterowych budynkach, niewielkie, ciemne, prywatne. Rozgardiasz. Ogromna ilość tuk-tuków. Od czasu do czasu przejeżdża drogą wielki autobus, albo ciężarówka i niby jest leniwie, ale równocześnie jakoś tętniąco. Na pewno głośno. Od drogi odchodzą wąskie uliczki ku morzu; dość krótkie, piaszczyste z chodnikami, o które można się potknąć, albo wdrapać, bo nagle robią się wysokie. Wyglądają nędznie, a miejscami brudno.
Najbardziej jednak mnie zdumiewa (ale nie tylko tu, bo to jedna z cech latynoskiego świata), że przy tych biednych ulicach są restauracje i hotele na bardzo dobrym poziomie. Często za brzydkim, wysokim murem z małą bramką. Wchodzi się przez nią do innego świata; jak do czarodziejskiego ogrodu. 
Mój hotel nie jest jednym z tych Edenów, ale i tak pomiędzy dziurawą ulicą, a pokojem z przytulnym wyjściem na taras jest przepaść.
Hotel prowadzi małżeństwo (on emerytowany policjant, ona gospodyni, dzieci pracują i uczą się w Limie i ona kursuje pomiędzy Mancorą i Limą), które mieszka w tym samym budynku. Mają dwa wyplatane krzesła, stawiają je przy wejściu i tak siedzą cały dzień. Trafiłam tutaj, jak często w mojej podróży, przez przypadek i wspólną z Latynosami gadatliwość, której nie powstrzymuje nawet brak znajomości wspólnego języka. Rezerwacja przez booking okazała się kulą w płot (bungalow na wysokiej, piaszczystej górze, na którą wdrapywać się z moim ciężkim plecakiem jakoś nie miałam ochoty). Kierowca tuktuka tylko stroił miny, kiedy mu podałam adres, ale zawiózł mnie tam, gdzie chciałam. Po czym, dalej za pomocą min, zatriumfował z powodu mojej kapitulacji i wreszcie się odezwał. Sensownie i użytecznie czyli zawiózł mnie do hotelu, w którym teraz rezyduję. Oczywiście targowaliśmy się (bo jak się już raz odezwał, to ciężko go było zatrzymać), ale targi to element krajobrazu. Atrakcja turystyczna. 
Pierwsza noc - porażka! 
Od dziesiątej wieczorem do czwartej nad ranem muzyka i światła. Linie wysokiego napięcia wysiadły od obciążenia, więc w dodatku było ciemno. O trzeciej nad ranem wyszłam z pokoju i zaczęłam krzyczeć po polsku. Gospodarz się wystraszył, przybiegł i przepraszał, a rano, w ramach zadośćuczynienia poczęstował krakersami i chlebem pełnoziarnistym z Limy.
I w ogóle bardzo się stara. 

12.07.2022. Mancora, Peru

Gospodarz okazuje się nieoceniony. Wszystkich zna, wszystko wie. Nic dziwnego - były policjant. 
Już wiem gdzie mogę nadać paczkę do Polski (rezygnuję z dźwigania namiotu i reszty namiotowego ekwipunku, a kapelusze to tak przy okazji polecą…), dowiedziałam się, że w Peru, w małych miastach, nie ma dworców autobusowych tylko działają agencje transportowe i każda ma w ofercie inny kierunek, wiem też który bankomat nie pobiera prowizji (multi red).
Gospodarz pomógł mi wytyczyć następne turystyczne przystanki (wie jakie drogi są dobre i którędy najbliżej do różnych miejsc, czego na mapie nie bardzo widać), załatwił nocleg u innego byłego policjanta na najbliższym popasie i w ogóle - jest cool!:)
A w Mancorze, tak naprawdę piękne, są plaże. Z odpływami, przypływami, zachodami i wschodami. Poza strefą hoteli zupełnie puste, chociaż ciągle czymś zadziwiają. Najbardziej kolorami. 
I nie mówię tu o porach dnia czy zmianach pogody (na pustyni raczej pogodowe constans), kiedy wiadomo, że kolory będą różne. Ale tutaj to jakoś tak działa, że w zależności czy się idzie w prawo lub lewo, na wschód albo zachód, od czy do morza - kolory powietrza, wody, piasku, zmieniają się całkowicie. 
No a wschody i zachody to wszędzie i standardowo są piękne, ale tutaj…no, bardzo specjalne..
I jeszcze morze. W czasie przypływów wypluwa rozmaitości i najbardziej chyba na tym korzystają sępy. Obsiadają nieżywe ryby, a nawet żółwie, i ucztują. Widziałam trzy duże żółwie na plaży w porze przypływu i wszystkie trzy bez skorupy. Ciekawe co się z nimi (skorupami) stało? Truchła trzech żółwi jeden po drugim… trochę to dziwne; ten pogrom żółwiowy.
Na marginesie - sępy budzą współczucie. Przynajmniej u mnie. Wiem, że mają fatalną opinię, ale jak im się przyjrzeć to niezasłużenie. Sępy pokornie czekają, aż śmierć zabierze ducha i zadowalają się cielesnym odpadkiem. Nie zabijają. Są płochliwe - musiałam zastygać w bezruchu, żeby zobaczyć jak gromadzą się nad truchłem. Najmniejszy ruch je płoszył - jakby miały wpisane w naturę ustępowanie silniejszemu….
No i jeszcze suszące się na plaży kości. Wiszą całe lub we fragmentach przyczepione sznurkami do drewnianych żerdzi.
Pewnie posłużą miejscowym rękodzielniczym artystom i pewnie jest to część manufaktury. Ale jak je zobaczyłam po raz pierwszy i zapytałam sama siebie, co to właściwie jest - to, co mi przyszło do głowy od razu, to - wiszący cmentarz.
Podoba mi się ta idea….

13.07.2022. Mancora, Peru

To nie pierwszy raz, kiedy widzę taką sytuację. Tata miłej pani z lotniska na San Cristobal, na Galapagos działał podobnie.
O co chodzi? O emancypację.
No bo taka sytuacja. Jest dom, są pokoje, wszystko razem nazywa się hotel i to jest interes rodzinny. Zgłoszony nawet do booking.com, ale jakiegoś specjalnego obłożenia nie ma, więc i przemęczać się nadmiernie też nie ma powodu.
I jest mąż i żona. Dzieci też są, ale w stolicy bo w wielkim mieście łatwiej o pracę i w ogóle. Te dzieci często też już mają dzieci, więc mąż i żona mają wnuki. Dość typowe nie tylko dla Ameryki Południowej.
Na miejscu hotel bez obłożenia, w stolicy wnuki bez opieki. Co robią dziadkowie?
Ano babcia pakuje się i jedzie pomagać dzieciom i wnukom, a dziadek zostaje, żeby „prowadzić interes”. Czyli siedzi przed domem (albo w domu przed telewizorem) i czeka na gości, a jak już są, to pilnuje, żeby pani sprzątająca posprzątała dobrze pokoje. 
Dziadek chce się dobrze wywiązać z powierzonego mu zadania, bo jest odpowiedzialny. Trochę przejaskrawiam (obydwaj dziadkowie byli bardzo mili i mi pomogli, więc nie chcę uprawiać czarnej niewdzięczności), ale mniej więcej tak to wygląda.
Dlaczego mówię, że rzecz jest o emancypacji? 
No bo babcia jedzie pomagać, ponieważ nie może usiedzieć na miejscu, a nie może usiedzieć na miejscu, bo jest wyemancypowana. 
I niezależna. I sama decyduje o tym, co chce robić z czasem, którego jej zbywa. Żaden dziadek jej nie będzie dyktował.
Babcia zasługuje na oklaski. 
A to, że to dziadek w gruncie rzeczy spija śmietankę i spędza sobie przyjemnie czas w ramach odpowiedzialności za biznes rodzinny - to proszę państwa już nie należy do emancypacyjnego tematu.
No bo w końcu KTOŚ na ten dom musi zarabiać…. :)






Brak komentarzy:

Azja 7

  18.04.24. Amman, Jordania https://photos.app.goo.gl/FDR6dJaEBJx3bizk9 https://photos.app.goo.gl/cCUZk5AUfXQjW2ve7 https://photos.app.goo.g...