sobota, 23 lipca 2022

Notatnik 52 podróżniczy

https://photos.app.goo.gl/NtSvkg6Pkzr7oZ2eA

https://photos.app.goo.gl/ZaPb49hggapRUpfZ9

https://photos.app.goo.gl/kFiYmLDBGVrvLiJt8

23.07.2022. Tarapoto, Peru, El Mural

- a teraz widzisz?  
- nie widzę!
Włożył gumowce i wszedł do wody. Zniknął w ciemności na kilka sekund, po czym wynurzył się z krokodylem w obu rękach. Co prawda półmetrowym, ale zawsze krokodylem!
Siedziałam w tej łódce (przepraszam - canoe; prawdziwym, z jednego kawałka drzewa, starszawym i troszkę przeciekającym) i nie wiedziałam co począć, bo telefon się ładował.  Prąd był tylko na dwie godziny, wytwarzany na miejscu przez silnik spalinowy, więc sytuacja była przymusowa. A tu krokodyl!
Zamiast podziwiać te żółte ślepka i miniaturowe ząbki i skórę jeszcze delikatną, ale już krokodylą przecież, to myślałam o tym, że oto umyka mi okazja uwieczniania. Dosyć chory objaw i muszę to przemyśleć w najbliższym czasie. 
Ale wracając do krokodyla - widziałam go następnej nocy, już w wodnym legowisku, a tak w ogóle to małych w okolicy było sporo. Z kolcami i bez - przynosili je nasi przewodnicy ( było nas kilka grup - dwu, trzyosobowych, amatorów dżungli i spotykaliśmy się wszyscy na nocnym popasie), żeby przyglądnąć im się z bliska i móc potrzymać przez chwilę. Uwieczniłam je oczywiście, ale to pierwsze wrażenie, podczas pierwszej, nocnej wyprawy, było nie do powtórzenia….
Widziałam (bardziej słyszałam, bo ciężko je było wypatrzyć wśród zieleni) też sporo małp, leniwca wysoko na drzewie, żółwie rzeczne w otoczeniu żółtych motyli, skaczące do wody z wystających wszędzie wokół palmowych pni, wielkie żaby kumkające w nocy, czarnego skorpiona, tarantulę, różowe delfiny, a nawet anakondę!
O setkach ptaków przeróżnych, których nazw oczywiście nie pamiętam (z wyjątkiem czuczua - czarny, z żółtym łebkiem i torsem i nie wiem dlaczego dostąpił tego zaszczytu) a jedynie o nich wspomnę i które towarzyszyły wyprawie i w nocy i w dzień.
Bo to była akcja - dżungla amazońska!
Trzy dni spływu wspomnianym canoe w autentycznej dziczy. Bez prądu w przystani na wodzie i bez butli gazowej. Za to z komarami w ilości nielimitowanej. Odpornymi na wszelkie „off-y” i inne. Ignorującymi długie rękawy i skarpetki. Włażące do uszu i oczu. Okropne! 
Na szczęście ich pora to noc, więc dzień należał do ludzi.
I tak, to był pewien dreszczyk - to wyczekiwanie w ciszy na tę jedną sekundę, podczas której różowy łeb delfina rzecznego wynurzał się, żeby zaraz zniknąć (udało mi się schwytać fotografią tylko ślad na wodzie, ale w realu widziałam kilkakrotnie), ale najbardziej cieszyły mnie „okoliczności przyrody”. Mój indiański przewodnik i wioślarz w jednej osobie miał na imię Esteban i mieszkał w Lagunas. Żeby się dostać do Lagunas musiałam jechać trzy godziny z kawałkiem z Tarapoto, dusznym colectivo, do Yurinaguas. 
A stamtąd, na drugi dzień, trzy godziny rejsu łodzią motorową w dół rzeki….. (z powrotem było w górę i rejs trwał godzin sześć) do Lagunas,  bo do Lagunas nie prowadzi żaden bity trakt. Liczy sobie Lagunas pięć tysięcy mieszkańców i ma jedną asfaltową ulicę. To jest centrum; na jednym końcu jest port, na drugim mercado.
Do portu czyli zadaszenia z blachy falistej, trzeba wspiąć się po gliniastym i stromym zboczu urwiska, jako że łódź wbija się dziobem w to zbocze właśnie. 
W Lagunas są co prawda trzy agencje turystyczne, ale wszystkie należą do jednej rodziny…. 
Lagunas może sobie być na końcu świata, ale twarde prawa rynku i monopolu są tutaj dobrze znane.
Są różne opcje opływania dżungli - Pacaya Samiras; trzydniowy tour to spływ w dół trzema, niezbyt długimi, rzekami do przystani Poza Gloria i tam są dwie noce z komarami i limitowaną elektrycznością, tudzież gotowaniem na palenisku i smażeniem ryb własnoręcznie złowionych, co nie cieszyło mnie zanadto, ale makaron też był OK. 
Można pływać pięć dni i odwiedzić inną przystań, dalej położoną i wrócić do Lagunas. Ale można popłynąć szybszą łodzią do Iquitos, miasta z 400 000 mieszkańców, do którego jako jedynego na świecie tej wielkości, można się dostać tylko drogą wodną bądź powietrzną (mają lotnisko). Stamtąd lecieć do Limy, albo dalej płynąć, aż do Leticii. To jest miejsce, w którym rozpoczynają się wyprawy amazońskie od strony Kolumbii. Od strony Lagunas jest taniej i bardziej malowniczo - pływa się w dżungli. Amazonka jest brązowa i szeroka, z dżunglą urywającą się na stromych zboczach, ale magia nazwy rzeki robi swoje i rejsy są sporo droższe.
Samo Iquitos - nie byłam, ale często się pojawia w rozmowach o peruwiańskiej Amazonii. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby 100% ludzi, z którymi rozmawiałam twierdziło, że jest to najbrzydsze miasto jakie sobie można wyobrazić.
Dlaczego? Bo brudno, bo mokro, bo wilgotno, złe vibes, ludzie ponurzy, niebezpiecznie. Dla ciekawskich jest to reklama a rebour, a ponieważ też jestem ciekawa, byłam bliska odwiedzin w Iquitos. Ale dalej nie było już żadnych pozas i trzeba było spać w hamakach kilka nocy. Spałam dwa razy i dziękuję. Plus komary; ciekawość ma swoje granice…
Jestem teraz z powrotem w Tarapoto i obmyślam dalszy ciąg włóczęgi. Generalne pranie, suszenie, sprawy internetowe bo zasięgi tutaj są bardziej niż słabe i jak jest wi-fi to trzeba korzystać.
Amazoński przystanek wypłynął spontanicznie. Nie był planowany od początku przez komary właśnie.
Ale mnie jest łatwo namówić do widoków i przyrody. Never enough.
Więc jak jeden, drugi, trzeci WOW-ował, to przecie nie mogłam odpuścić.
No i tak; nie będę wyjątkiem i pójdzie echem moje WOW również.
Miałam szczęście bo oprócz krótkiej, choć rzęsistej ulewy w pierwszym dniu (z wylewaniem wody z łódki plastikową miseczką włącznie), przez resztę dni było słonecznie.
Co zrobiło największe wrażenie? Wszystko!
Najbardziej jednak to kombinacja ciszy i niezmąconego spokoju  z lustrzanym odbiciem tysięcznych wariantów zieleni w nieruchomej wodzie. Świat Alicji w Krainie Czarów. To w ciągu dnia.
Ale były również rejsy nocne. Księżyc był w nowiu i chociaż gwiazdy z nieba prawie się urywały od nadmiaru, to nie rozświetlały ciemności. Pozostawała latarka. Nocna podróż poprzez tunele tworzone przez konary drzew, wśród powykręcanych korzeni wrastających w wodę, których nierealne kształty wydobywało światło latarki - to nie jest podróż dla wrażliwców z wyobraźnią…..
Dżungla nocą jest w takim samym stopniu piękna, co straszna. 
No i jeszcze ten harmider żabio-ptasi, szuranie, trzask łamanych gałęzi - cała masa dźwięków, które wyobraźnia wyolbrzymia, bo ich źródło jest co prawda pewne, ale niewidzialne. 
Esteban w tej ciemności poruszał się pewnie. Dżungla to jest jego miasto.  To są jego ulice, place i zaułki.
Lagunas jest częścią tego świata i Esteban nie chciałby żyć gdzie indziej. 
Przynajmniej tak mówi.

P.S. Esteban pracowicie wyrysował trasę naszej wyprawy i wypisał wszystkie nazwy rzek i ptaków, które jego zdaniem powinnam pamiętać. Nice to try…




Brak komentarzy:

Azja 7

  18.04.24. Amman, Jordania https://photos.app.goo.gl/FDR6dJaEBJx3bizk9 https://photos.app.goo.gl/cCUZk5AUfXQjW2ve7 https://photos.app.goo.g...