1.12.2022. Bariloche, Argentyna
To było…zaraz, gdzie to było? Jeszcze w Boliwii; tak! W Sucre!
W przeddzień wyjazdu do Uyuni.
Poszliśmy kupować praktyczne belongings, które miały być droższe poza Boliwią (a nie są).
Nieważne.
Zrobiło się obiadowo, byliśmy w sercu żywienia czyli na mercado, więc siadamy przy stole z ceratą i na plastikowych krzesłach. Wiemy, że to może ostatnia sopa de mani (zupa z orzechów arachidowych z kluskami - boliwijski specjał. Po prawdzie to te orzechy tak sobie wyczuwalne - jedynie w marcinowym curry naprawdę smakowały pod zębem; co do reszty dań bym dyskutowała, ale sopa była i tak nasza ulubiona).
Więc bierzemy po jednej, czekamy, pijemy zimnego sprita, wokół góralki w melonikach obgryzają kość wołową i Jaśmina mówi
- o rany! Ale jesteśmy szczęściarzami! Siedzimy w środku dnia, w środku tygodnia, na mercado w Sucre, kupiliśmy nowe majtki i skarpetki, stare można wyrzucić, i nie martwimy się, że nam życie przecieka przez palce.
Okoliczności co prawda były jak najbardziej do przeciekania, bo w końcu co jest nadzwyczajnego w jedzeniu boliwijskiej zupy? W dodatku drugie danie - porażka, więc o co chodzi?
O co chodzi z tym przeciekaniem?
Dlaczego w jednym barze życie przecieka, a w innym nie?
To jest pytanie do specjalistów od dzielenia włosa na czworo, a mnie ostatnio jakoś gorzej idzie. Ale wiem o co chodziło Jaśminie - o to, że co-dzienność zagarnia bez reszty. Że czeka się jedynie na kolejną minutę, w której trzeba rozstrzygnąć czy iść w prawo czy lewo, a w tej, która jeszcze trwa oblizać się na wspomnienie lodów o smaku lemon pie.
Każdy kolejny dzień jest nieprzewidywalnie groźny i z tego samego powodu oczekiwany. Tym właśnie jest podróżowanie - odejściem od czekania, poczuciem, że TO dzieje się właśnie teraz..
To jest piękny stan umysłu i ciała, za który trzeba zapłacić. Czym?
Pamięcią. I nie swoją.
Zwyczajnie - ci, którzy są daleko wymazują cię z pamięci. To jakoś tak działa; jesteś zajęta(y) bieżącą chwilą - nie da się inaczej; w podróżowaniu to nie wybór, ale konieczność. Jak się zapatrzysz w jeden punkt, to autobus odjeżdża.
Siłą rzeczy stoisz odwrócona(y) od tego, co stoi w jednym miejscu, bo wiesz, że tam będzie stało, a to, co w ruchu - nie zaczeka. Łapiesz dzień, chwilę, krajobraz, uśmiech obcego.
Roztapiasz się w pogoni za chwilą i znikasz z horyzontu.
Doświadczyłam tego dziś. Może nie boleśnie, ale jasno.
O moich urodzinach powinny pamiętać trzy osoby. Może nawet cztery.
Pamiętała jedna.
2 komentarze:
Swietny tekst Ewa. Wyroslas na doskonala piserke. Gratululacje.
Pisarke oczywiscie!
Prześlij komentarz