https://photos.app.goo.gl/LRnJNkEFzXyw3TVT7
https://photos.app.goo.gl/1PWFdo9u6aJAhmhs5
https://photos.app.goo.gl/WqqKjrBDtZgwPCfo9
https://photos.app.goo.gl/KmurWz6u1EQyg8PMA
24.01.24, - Galle - Sri Lanka
Ło matko! Ależ on jest ogarnięty!!!
Przecież nie jestem świeżutka, ale przy Peterze to jak podróżnicze baby! Co prawda mamy inną filozofię - ja stawiam na pytanie wszystkich wokół i żywioł, on ma całość zaplanowaną parę lat naprzód i nikogo o nic nie pyta, chyba że kurtuazyjnie. Trochę się spieramy czyja metoda lepsza, ale faktem jest, że ja bardziej uczę się od niego niż on ode mnie. Raz tylko było podbramkowo, kiedy poszliśmy do kina i po seansie o 10-tej było pusto na ulicy, wszystko pozamykane, a my bez internetu, dobre parę kilometrów od hostelu. Oczywiście miał azjatycką apkę Grab, wersję ubera, ale żeby skorzystać trzeba być podłączonym ot co. No i to ja znalazłam sklep, który właśnie był zamykany i poprosiłam o hasło i dostałam, a właściciel zaoferował nawet podwiezienie w razie niewypału. Więc moje wtedy było na wierzchu, ale to są rzadkie sytuacje.
Też mam maps.me, ale okazało się, że używam tylko tak 1% możliwości tej aplikacji. Plus parę innych podróżniczych (rewelacyjna seat 166) i Peter zawsze wie gdzie jest, jak daleko od celu i którymi ulicami ma się tam dostać. Plus długie podróżowanie i doświadczenie czyni z niego przewodnika klasy ekstra.
W dodatku ma w sobie nauczycielską żyłkę, więc cierpliwie mi tłumaczy jak co działa. No po prostu wyprawa szkoleniowa (rodzaj inwestycji bo na razie nie ma chętnych na moje usługi:))) I am kidding on you of course)
No i jeszcze jedno - najpierw dokuczałam mu jego pamiętnikiem, który uzupełnia w każdej wolnej chwili i nie umyka mu żaden detal, ale teraz widzę, że to jest znacznie mniej wymagające niż zapisywanie w takim blogu jak ten. Bo w takim diariuszu odhacza się tylko fakty. Bez dbania o kształt. Po prostu co gdzie i kiedy. Strzępy wrażeń też, ale tylko żeby móc zapamiętać moment specyficzny. No i zdarzyło się, że któregoś dnia budzę się rano, a na moim screenie jest apka “Notatnik”.
Ja jej nie instalowałam; sama się pojawiła. No i skoro tak, to uznałam, że trzeba skorzystać z okazji i spróbować tego zapisywania…..
Ma to bardzo istotne działanie uboczne - nie muszę się spinać do bloga i gimnastykować, żeby zrobić balans pomiędzy tym, co się wydarza, a tym jakie wrażenia temu towarzyszą. Mogę pisać kiedy mi się zachce i co zachce, a jak nie to i tak nie umknie, bo dziennik daje gwarancję linearnego przebiegu zdarzeń.
A wydarza się mnóstwo i jestem bombardowana wrażeniami, które nie chcą się w całość ułożyć, przeczą jedne drugim i gęstnieje wokół mnie świat bez ram i definicji. Świat totalnego chaosu i bezwzględnej acz cierpliwej konieczności.
Cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz