https://photos.app.goo.gl/zw2WY7EFtBk41w9i7
24.01. 2022. Tapachula, poniedziałek
Spotkałam wczoraj Jesusa.
Podszedł do mnie siedzącej na ławce w parku i zagadał czystym, amerykańskim angielskim.
Jesusów w Meksyku jest mnóstwo, ale takich bezdomnych z angielskim bez akcentu, to chyba nie tak dużo.
Cały czas się zastanawiałam czy te jego loki (sprężyste spirale, wyrastające każda z osobna wprost z podłoża, bardzo gęste i niesforne) są prawdziwe, czy też nosi jakąś nowomodną, dredową perukę.
Chyba jednak były naturalne i w połączeniu z ciepłym uśmiechem (takim, który marszczy kąciki oczu i zapala w nich iskierki poczucia humoru) i ciemną karnacją wyglądał bardzo prawdziwie….
Miał 50 lat, z Salwadoru, chyba deportowany z Los Angeles (mówił, że go porwali, ograbili i porzucili w Tapachuli, hm…), bezdomny i bez dokumentów (jedynie papier poświadczający tożsamość, stąd znam imię), ze sporymi brakami w dolnym uzębieniu. Bezbłędnie rozpoznał we mnie osobę mówiącą po angielsku (byłam trochę rozczarowana bo myślałam, że już jestem wystarczająco ciemna), szarmancko obdarzył paroma komplementami i poprosił o parę groszy.
Myślałam o nim jeszcze długo po spotkaniu….
28.01.2022 San Pedro la Laguna, Gwatemala, piątek