11.10. poniedziałek wieczór, Estanada
No tak. Drzwi zatrzaśnięte, ale z hukiem, który mnie ogłuszył na dobrą chwilę. Właściwie całą sprawę powinnam wstydliwie przemilczeć, ale jak wszyscy to wszyscy. Babcia też.
Wpół do siódmej rano zameldowałam się na granicy w Tecate.
(Nie wiem czy wspominałam, że mam w planach podróż wzdłuż Pan American - najchętniej przez Meksyk, Łacińską, na sam dół do Ushaia, ale realnie, to tak daleko jak się da. Zbaczając po drodze to tu, to tam)
No więc na granicy (według podpowiedzi podróżników) miało być tłoczno i gorąco, a było pusto i zimno. Jako pierwsza stanęłam w szyku, choć trochę z boku, i czekam. Bok był jeszcze w Ameryce, ale cała paperwork wokół auta, już w Meksyku - czyli 30 metrów dalej. No i powrót do auta,